Wiesz ile wart jest głos księdza lub katechety w szkole? Jeden głos więcej za jakąś uchwałą Rady Ped., ale jak zagłosuje przeciw, to też tym nikt się nie przejmuje.

Pozwolisz że jednak pozostanę przy swoim zdaniu.



Formalnie tak powinno być, praktyka zazwyczaj jest inna.
Nie należy zapominać wszakże o przełożeniu na władzę samorządową (będącą władną jako pracodawca do utrzymania czy wywalenia na pysk dyrektora) i układy.
O ile pamiętam wszystkie imprezy szkolne to w hierarchii ksiądz lokował się zaraz przed burmistrzem a potem długo długo nic.

Ps .przepraszam raz była wyższa persona jak szkołę nawiedził biskup .

jak zwykle dowodów brak. Jest tylko "przecież wszyscy wiedzą".
Zapewne dowodów też nie ma a jest jedynie, że "wszyscy o tym wiedzą". Na dyrektora to jest konkurs. Ale art. myśli, że jest wszystko tak jak było za PRLu bo wciąż tęskni za tamtym systemem.Nie wiem gdzie tak jest ale we Wrocławiu na imprezy szkolne prezydent miasta nie przychodzi. Zapewne to kolejne z "wszyscy to wiedzą".

Nie wszyscy Jockey mieszkają we Wrocławiu bywają mniejsze miasta.

Ps i faktycznie tu wszyscy to wiedzą, ci co nie wiedzą albo szybko się uczą albo szukają innej pracy.

są kłamstwa, wierutne kłamstwa i wypowiedzi art'a. To co piszesz to zwykłe pomówienia.

Dlatego nie ma sensu udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądami.

Cóż jak to w jednej starej encyklopedyji pisano :
„koń jaki jest każdy widzi”
Dla Małgosi może być i wielbłąd bądź dromader lub baktrian.

Swoją drogą jeśli bym miał pisać z perspektywy Wrocławia miałbym być może zdanie podobne do Jockeya, to deczko inny świat moja starsza się tam uczyła przez ostatnie 4 lata i dopiero tam mogła odżyć. Ja niestety żyję w mniejszym deczko mieście a pochodząc z jeszcze innej wioski znam realia jakie tam panują.

I skoro na tej twojej wiosce jest patologia (której zresztą nie potrafisz udowodnić, pomijam już to że na księdza reagujesz jak byk na czerwoną płachtę i to odbiera ci trzeźwe spojrzenie - co do trzeźwego spojrzenia to coś jeszcze ci to odbiera ale to nie na temat) to myślisz że w całym kraju tak jest. No właśnie nie jest. Ja też mam rodzinę poza Wrocławiem i tam też takich sytuacji nie stwierdzono. Mam rodzinę też na wioskach i jakoś też tam jest podobnie jak we Wrocławiu. Dlatego twoje oceny nie poparte żadnymi faktami oceniam jako kłamstwa i pomówienia.

Wysuwasz zbyt daleko idące wnioski (ksiądz płachta na byka), z starym księdzem mimo zadawnionych sporów wcale miło nam się gadało, wyjaśniliśmy sobie parę zaszłych spraw, powspominaliśmy troszkę, nawet pożyczył mi swojego pióra co by napisać akt apostazji (tu nie jestem pewien ale on twierdził że jednak lepiej to zrobić piórem).
Dostałem nawet zaproszenie na ponowne spotkanie ale jakoś już się nie złożyło.
Tu gdzie mieszkam obecnie to już jakieś 20 lat księdza spotykałem jedynie w szkole bądź na imprezach z oficjałami (zdarzyło się kilka razy zabłądzić na centralną karczmę piwną).
Czy tak wygląda cała polska nie wiem, może gdzieś to wygląda inaczej.
Poza wielkimi aglomeracjami gdzie to faktycznie deko inaczej wygląda, raczej moja wizja polski wydaje mi się prawdziwsza, można się upierać że to moje subiektywne odczucie ale na pewno nie jest to kłamstwo czy pomówienie.

Od wielu lat mieszkam naprzemiennie w metropolii i we wsi w tzw. Polsce B. I pozwolę sobie na bazie tego, własnego jak najbardziej doswiadczenia - zaprotestować wobec stwierdzenia, iz to są kłamstwa co Art opisuje. Moim zdaniem Art nie tyle pisze kłamstwa i pomawia ile raczej dokonuje nieuprawnionego uogólnienia sytuacji zupełnie realnej oraz paskudnej.
Realia małych społecznosci są zupełnie inne niż miast. Nie wynika to chyba z PRL-u tylko raczej ze specyfiki takich mniejszych społeczności. Osobom wychowanym w większych skupiskach ludzkich dosyć trudno sobie czasem wyobrazić, ze "tak to działa". Ale działa.
Ponieważ zaś jestem człowiekiem tzw. zaangażowanym w sprawy nie tylko mnie dotyczące wiem perfekcyjnie, że przepisy mamy dla wszystkich te same, ale ich przełożenie na praktykę jest różne. Konkurs na dyrektora szkoły w wydaniu miejskim to jest w praktyce w znacznym stopniu co innego niż konkurs na dyrektora szkoły w malutkim gminnym miasteczku. Na imprezy szkolne prezydent Wrocławia czy Warszawy nie przychodzi, ale burmistrz "mojego" miateczka gminnego jest na każdej, bo ma pod sobą trzy szkoły "poczuwa się" oraz ma zdecydowanie więcej czasu. Z każdym z dyrektorów tych szkół jest związany licznymi więzami pozasłuzbowymi i to nawet nie dlatego, ze jest to jakaś "sitwa" tylko dlatego, ze tak jest w małych społecznościach, gdzie niemal każdy to ktos z kim się chodziło do szkoły, kto mieszkał po sąsiedzku, jest spokrewniony albo spowinowacony albo łączy nas to, że ten sam mechanik naprawia nasze samochody, nasi krewni są pochowani na tym samym cmentarzu albo multum innych rzeczy. "Wszyscy wiedzą" w małej społecznosci to jest real. Jak nie pójdę do kościoła parafialnego w niedzielę w mieście to nikt tego nie zauważy. Jak się nie pojawię na wsi to mam gwarancję, że już w poniedziałek będzie to temat do dociekań.
Nie jest kłamstwem, że "ksiądz w szkole nie ma wiele do powiedzenia", bo w małej gminie i owszem, bardzo często ma. Nie jest prawdą , że głos katechety czy ksiedza przeciw jakiejś uchwale rady pedagogicznej sie nie liczy - bo w małej społeczności nader często sie liczy i to bardzo.

Ale Art, Ty opisujesz nie "rzeczywistosć jaką jest" tylko jakiś wycinek rzeczywistości.
Co mi się nie podoba zdecydowanie to to, że uogólniasz w sposób nieuprawniony to, czego jak sądzę doświadczyłeś.

Jest.
Nie masz dowodów na to a kategorycznie stwierdzasz że tak jest.
Przedstaw dowody to będziemy dalej rozmawiać.

Każdy ocenia świat przez pryzmat własnych doświadczeń, biorę poprawkę że nie wszędzie jest tak samo. Ale raczej insze sytuacje są z mojego doświadczenia wyjątkiem niż regułą.
O ile mogę ogarnąć najbliższe otoczenie wszędzie wygląda podobnie, a piszemy o mało sklerykalizowanym dolnym-śląsku (pomijam Wrocław ).

Owszem, Art, tak oceniamy, w mniejszym lub więszym stopniu. Jeśli się moje jakieś doświadczenie zderzy z czyimś całkiem innym to nie bardzo ma chyba sens spieranie się "kto ma rację" bo można się spierać do upojenia emocje sobie wzajem nakręcając.
Jakiego by się nie przyjeło rozwiązania na poziomie ogólnopolskim w kwestii tej religii w szkołach czy nie w szkołach zawsze będzie jakaś liczba obywateli zdecydowanie niezadowolonych. I mających pełne prawo do bycia niezadowolonymi jeśli w ich konkretnej realowej sytuacji z przyjęcia takiego a nie innego rozwiazania wynika dla nich masa niewygody i/lub przykrości.
Piszesz kategorycznie "tak jest w małych ośrodkach" - no a ja napiszę "a u nas tak nie jest" i to nie dlatego, ze jestem katoliczką, tylko dlatego, że w malych społecznościach strasznie duzo zależy od tzw. składu osobowego, wpływ konkretnych ludzi na ksztalt całości jest o wiele większy niz w dużych skupiskach ludzkich. W mojej Polsce B za poprzedniego proboszcza było chyba dosyć podobnie jak Ty opisujesz (tak z opowieści sąsiedzkich, bo tego osobiście nie pamiętam), obecny proboszcz natomiast , jako że "ma wpływ" ale jest zupełnie inną osobowością wziął i wpłynął i jest inaczej niz było. Zecydowanie lepiej.
No i uczciwie to ja Art bez zastrzeżeń przyjmuję Twoje doświadczenie własne , Ty z taką samą otwartością przyjmij moje, oboje przyjmijmy czyjeś zupełnie inne i nie ma chyba co sie nakręcać.
Tak bardziej zaś na temat to ja się skłaniam chyba do tego, co pisała Kropeczka. Religia w szkole podstawowej w szkole, w liceum przy parafii zamieszkania. Na gimnazjum nie mam pomysłu, bo w ogóle te gimnazja to jest moim zdaniem pomyłka na wielką skalę, ale jeśli mus to raczej w gimnazjach jeszcze w szkole.

Co by było uczciwie uważam że religia w szkole (w obecnej formie)jest jedną wielką pomyłką , można to jakoś niwelować próbować umieszczać religię na pierwszej czy ostatniej lekcji.
Można co chyba było najlepszym pomysłem rozwiązać to na sposób Francuski był taki projekt i zresztą ten obecny system był w ten sposób kiedyś przedstawiany, że chodzi jedynie o użyczenie (nieodpłatnie) sal lekcyjnych, pod tym bym się podpisał.
Każda religia czy bezwyznaniowcy mieli by prawo korzystać z takowej możliwości i zapewniać potrzebującym odpowiednią formę edukacji religijnej czy też etyki.
A tak włączono religię w tok nauczania, w tej sytuacji zostało tylko walczyć o równe traktowanie wszystkich religii czy bezwyznaniowców, bez względu na to ilu ich jest.

Moje doświadczenia są przeróżne, starego proboszcza ( z wioski gdzie pochodzę) osobiście szanuję za jedną rzecz był dobrym organizatorem, jeśli chodzi o remonty był genialny.
Z wiernymi bywało różnie pasował tym bardzo konserwatywnym (ot stara szkoła) reszta psioczyła.
Ja mu nie wróg, wyciągali mu różne machloje ale przynajmniej było widać że coś robi, wyremontował dwa kościoły, z czego jeden XIV wieczny z czasów kiedy moja wiocha była sporym miasteczkiem. Mam inny punkt widzenia niż wierni czy wierzący co nie znaczy że poszczególnego człowieka nie potrafię docenić.
To że trzepał kasę z owieczek czasami zbyt nachalnie to ostatecznie nie mój problem.