Re: Aborcja i sumienie - wydzielony
Jockey, czy możesz pozwolić dyskutować?
Sam robisz docinki i Yarpen też tego stylu używa. W pewnym sensie prowokujecie, a później dziwota, gdy znajdzie się ostrzejszy. I z płaczem ucieczka do bunkra moderatora, zakaz pisania i straszenie banem. :/
Irbisol napisał(a):
Wierzysz w coś, co może być bzdurą tak jak i milion innych bzdur. Tak samo "udowodnionych" jak tezy twojej wiary.
Z Twojej perspektywy tak się wydaje.
To najprostsza rozpiska logiczna. Podajesz nielogiczne argumenty.
Oczywiście wcale nie oczekuję, że się tym przejmiesz - właściwie byłbym nawet zaskoczony.
Właściwie to jak można lepiej udowadniać istnienie Boga, jeżeli stworzenie świadczy o Stwórcy ? A to, że niektórzy nie chcą widzieć świadectwa, to dodatkowo udowadnia istnienie wolnej woli. Jeżeli Bóg miałby nie istnieć, to samo to udowodniłoby brakiem jakiegokolwiek śladu. Jakim cudem chcesz w pełni pojąć rozumem ograniczonego człowieka, Boga który jest jednością w Trójcy Przenajświętszej i sprowadzić istnienie bądź nieistnienie do jakiegokolwiek dowodu wyjętego z całości stworzenia bez otwarcia duszy na prawdę, albo zafiksowania sobie, że prawda to jest coś oderwanego od całości i na przykład sprowadza się tylko do nauki w jednym nurcie myślenia? Możesz zgłębiać( między innymi przy pomocy logiki) całe życie, a i tak w pełni nie pojmiesz . Dowody na istnienie Boga przyjmuje się całym sobą (i duchowo i cieleśnie), ale jeżeli ktoś zakłada, że w człowieku brak ducha, to nawet z najpewniejszą prawdą całego wszechświata (Czyli że Bóg jest.) ma problem przyjąć. Nie od dowodów zależy czy to zrozumiesz. Mam wrażenie Irbisol, że niedługo zaczniesz negować istnienie siebie, jak się konkretnie wczujesz w logiczne negowanie.
Chrystus jest Bogiem, to jest dowód ponad ten upadły świat i między innymi na tej prawdzie fundamentalej wynikłej z prawdziwej wiary można poznawać świat i dzięki nauce (uczciwej) poszerzać horyzonty poznania.
Cytuj:
Jak trochę pomyślisz nad swoją reakcją, to może trochę łatwiej będzie uświadomić sobie, że w człowieku jest też dusza.
Ale gdyby te androidy tak wyglądały i zachowywały jak w filmie " Łowca Androidów" to z punktu widzenia ateisty przecież nie powinno być masakry.
Film sugeruje, że właśnie powinna być.
To trudne zagadnienie - przede wszystkim w kwestii mentalnej. Nie do ogarnięcia dla teisty.
Dlatego bo bylibyśmy zaprogramowani? Że w gruncie rzeczy byłaby samotność? Albo że w istocie to wszystko bez sensu? Że w sumie to tu i teraz, że to wszystko to sprowadza się do jedzenia, picia, snu, przyjemności, utrzymania się przy życiu dla samego przeżycia, ewentualnie szczęśliwego nihilizmu?
Że byłoby tak mało czasu na życie w rozumieniu nihilistycznym? I że niektórzy nawet nie mieliby szansy żyć z miłości, bo niesprawiedliwość która istnieje na świecie jest nie do przezwyciężenia?
Dlaczego nie do ogarnięcia dla teisty? Czy mogę spróbować? Tylko czy mógłbyś naprowadzić?
Cytuj:
To ty jeszcze na etapie "dowodów" Tomasza jesteś? Przecież dawno zostały skompromitowane.
3-godzinnej debaty nie będę oglądał - ostatnio oglądałem podobną dyskusję, ale pomiędzy młodszymi dyskutantami - coś ok. 2 godzin albo więcej i na razie mi wystarczy.
Tak, jestem. Nie zostały skompromitowane. Na pewno naprowadzają, jeżeli ktoś jest otwarty na Boga. Nie zaprzeczają prawdzie. Kwestia przyjęcia tych dowodów zależy od człowieka, a nie od prawdy. Tak mi się wydaje ( wierzę że moje wydawanie będzie korelować z prawdą
)Dlatego polecam tę debatę, bo obie osoby mają tęgie głowy i naprawdę na wysokim poziomie debata.
Cytuj:
Wszystko być może. Ty natomiast wyraziłeś to w ten sposób, że ateista nie chcący zabijać to jakiś ewenement.
Jak bardzo byłoby to niepewne? Cały czas mowa jest o skali ilościowej, a ty ciągle od tego uciekasz.
Patrząc na te czarne protesty ( i to jak zagubione dziewczyny rozgrywane są przez ideologów i faceci pantoflarze co to są pod nóżkami tych zagubionych dziewczyn) to bardzo niepewne.
Zależy od czasów, stanu nauki, moralności ateistów/ ateisty (i stopnia odejścia od prawa naturalnego), stanu społeczeństwa i wielu innych czynników. Relatywne to. Natomiast w przypadku katolicyzmu, to bezwzlgędnie każdy ma sto procent szans na życie( nawet jeżeli w genach zostałby wykryty ukrywający się mały Stalinek u którego na barkach Leninek i Polpot ). Rozumiem że gdy widzi się trupa, to nie powinno mówić się- człowiek, a powinno -zwłoki ludzkie ("nie ma mnie tuuuuuuu, duch ciało opuściiiił" jak śpiewa Katarzyna Nosowska). Czy Tobie o to chodzi Irbisol, że gdy widzi się zygotę ludzką, to nie powinno używać się słowa- człowiek?
Cytuj:
To duch określa człowieka, a nie odwrotnie.
A tenże zależy przede wszystkim od istnienia mózgu.
I nie uważam zabicia zygoty za coś moralnego i swobodnego - co zresztą jest generalnie wspólnym zdaniem wśród naukowców. I to nie tylko wierzących.
Po prostu to jeszcze nie jest człowiek.
Duch nie jest zależny od pojedynczej części/narządu ciała człowieka.
W ciele człowieka, które w jednym z początkowych etapów życia- zygocie jest już duch. Człowieka pojmuje się całościowo. Z definicji człowiek to dusza( duchowa) i ciało. Jedynie po śmierci następuje na jakiś czas rozdzielenie.
Domyślam się że nie uważasz zabicia zygoty za coś moralnego i swobodnego.
Jeżeli zygota jest już połączoną komórką jajową z plemnikiem to jest to już nowy żyjący spójny organizm i nie może być nikim innym jak tylko człowiekiem. Jeżeli zostawi się w spokoju (pozwoli w warunkach, które nie powodują obumierania) to zawsze/ na sto procent, rozwinie się człowiek. Osią wspólną od zygoty po starca jest człowiek(czyli duch i dusza i ciało).