Na jakiej podstawie twierdzisz że to "bajka"?

Ja już jestem za stary na to.

Innymi słowy nie wiesz, a zarzucasz kłamstwo.
Tak myślałem.
Na co? Na odrobinę ludzkich uczuć?
Nie pochlebiaj sobie. Cynizm to cecha charakteru, nie wieku.

Co byś nie powiedział - zarzuciłeś GN kłamstwo, nie mając po temu podstaw.
I takie są fakty w tej sprawie.
Twoja wypowiedź sporo powiedziała nam o tobie, nie dodając żadnej wiedzy do tego, co napisano w GN.
I tyle.

W polskich gabinetach ginekologicznych strach powiedzieć: aborcja. Ginekolog zapisuje na karteczce adres i numer telefonu lekarza, który wykonuje zabiegi tuż za polską granicą.

Kobieta przepisuje te dane, ginekolog karteczkę niszczy, żeby nie było dowodu, że pomógł. Oczywiście oficjalnie Polkom właściwie nie zdarzają się aborcje. Nieoficjalnie szacuje się, że przerywają 150 tysięcy ciąż rocznie.

Kilka lat temu przyjmował po 350 Polek rocznie, teraz po tysiąc. Sporo młodziutkich, nawet 14-letnich. Matki je przywożą. Ale też jest dużo starszych, ustawionych: jakaś ważna funkcja w banku, własna firma, aktorki, dziennikarki.

– Są wystraszone – mówi dr Janusz Rudziński, ginekolog, który wykonuje Polkom aborcje w niemieckiej klinice w Prenzlau, 50 km od Szczecina. Przyjeżdżają na ogół samochodami. Pociągiem to raczej tylko studentki. Na początku widać w nich przede wszystkim paniczny strach. Dopiero, później wychodzi złość. Złorzeczą na Kościół, na władze w Polsce, na dzikość swego kraju. – Dziki to najłagodniejsze z określeń – zaznacza dr Rudziński. – Padają naprawdę mocne słowa.

Kilka lat temu przyjmował po 350 Polek rocznie, teraz po tysiąc. Sporo młodziutkich, nawet 14-letnich. Matki je przywożą. Ale też jest dużo starszych, ustawionych: jakaś ważna funkcja w banku, własna firma, aktorki, dziennikarki. Mogą tu, jak Niemki, przerwać ciążę do 12 tygodnia, na życzenie. Najpierw są umawiane na rozmowę z psychologiem. Później zabieg. Przyjeżdżają z rana, na czczo. Dostają pełne znieczulenie. Dwie, trzy minuty i już po. – Szybko, bezpiecznie. Oczywiście, gdyby był ktoś niewykwalifikowany, mogłoby się zdarzyć przebicie macicy, ale mnie się nigdy nie zdarzyło – mówi dr Rudziński.

Polub Newsweeka na Facebooku!

Ostatnio rozmawiał z pacjentką, standardowa wymiana zdań: skąd przyjechała, kto jej powiedział o tym, że w Prenzlau można przerwać ciążę. A ona, że jej ginekolog napisał na kartce. Nie padło słowo: aborcja. W ogóle nikt nic nie mówił, tylko sobie pisali. Najpierw on na swojej kartce: adres kliniki w Niemczech, numer telefonu. Podsunął jej, ale nie dał do ręki. Miała spisać. Po czym on swoją kartkę zniszczył, żeby nie było dowodu na pomocnictwo, bo za to grozi w Polsce do 3 lat więzienia.

– Sprytnie – pomyślał dr Rudziński. W Polsce czujność ponad wszystko. I nieufność. Skarżą mu się pacjentki, że aż strach szczerze porozmawiać z lekarzem, bo nie wiadomo, jakie on ma poglądy. I tak jak kobiety we własnym kraju nie ufają ginekologom, tak ginekolodzy nie ufają kobietom, bo nie wiadomo, czy któraś nie doniesie. A im większy strach, tym głębsze aborcyjne podziemie, wyższe ceny.

Zabieg w Prenzlau kosztuje 450 euro, legalnie, z pełną opieką anestezjologiczną, pielęgniarską. Polki zresztą jeżdżą na aborcje nie tylko do Niemiec, ale i na Słowację, do Austrii, Holandii (jeśli kobieta jest w „nieznośnej” sytuacji, ciążę można w Holandii usunąć nawet do 22 tygodnia). Wiele z klinik specjalnie zatrudniło konsultantów mówiących po polsku, nawet organizują Polkom transport. Na przykład w słowackiej klinice położonej 15 km od Bańskiej Bystrzycy aborcja razem z dowiezieniem: 399 euro.

Więcej o tym gdzie Polski przeprowadzają aborcje i dlaczego to robią przeczytacie w najnowszym wydaniu Newsweeka w tekście Małgorzaty Święchowicz i Rafała Gębury

[...}
1.)Może zamiast wymyślać kolejne zakazy należy się zastanowić jak by tu zrobić żeby te biedne kobiety nie miały POWODÓW do aborcji? 2.) Bo chyba nie robią tego z czystej złośliwości, co?

Tak słoneczka wy moje... Polska to nie Korea Północna i jak sobie myślicie że wprowadzanie kolejnych przepisów których nie da się w żaden sposób wyegzekwować ma jakiś sens to się grubo mylicie.

Z dziwnych rzeczy się cieszysz - z bezprawia i tego, że państwo nie działa...

Trzeba się pogodzić z faktami pomyśleć o jakimś lepszym sposobie.

A ja znam sytuację sprzed nie dalej jak 3-4 miesięcy. Do mojej znajomej ginekolog , bardzo rzetelnej i lubianej, przychodzi kobieta w 3 miesiącu ciąży załamana, trudna sytuacja materialna, kolejne dziecko, chce ciążę usunąć. I ta gin łagodnie i spokojnie tłumaczy, przekonuje, zapewnia że poprowadzi jej ciąże na NFZ, następną wizytę wyznacza już w gabinecie na NFZ gdzie obiecuje zlecić badania krwi żeby nie płaciła, (i tak robi, przyjmuje też na NFZ). Potem wyjaśnia kobiecie dokładnie procedurę zostawienia dziecka do adopcji, ma odpowiednie przepisy- daje jej ksero do ręki, tłumaczy że ma tylko urodzić, potem dzieckiem zajmie się pogotowie opiekuńcze i najdalej w 2-3 miesiące będzie w rodzinie adopcyjnej, zapewnia że dziecko znajdzie dobry dom i opiekę . Na koniec pyta jak jeszcze można im pomóc, czego potrzebują. Potrzebują pewnego wsparcia, ja też dostaję telefon, (stąd znam tą sytuację) ludzie robią zrzutkę, kobieta dostaje pomoc. Wszystko koordynuje lekarka ginekolog. Kobieta wychodzi z gabinetu ze łzami w oczach. Ciąży nie usuwa.