Rosja byla jednym z gwarantow bezpieczenstwa Ukrainy, w momencie gdy ta ostatnia oddawala bron nuklearna, 20 lat pozniej okazalo sie ze jednak Rosja jakies pretensje do ziem ukrainskich ma i zamiast kupic np od Ukrainy Krym, co mozliwe ze by sie udalo za iles lat dostaw ropy / gazu na Ukraine za darmo to wyslala armie + wywolala powstanie separatystow we Wschodniej czesci Ukrainy.
Gdy Polska przestanie byc czlonkiem NATO i EU, Rosja natychmiast znajdzie jakis powod zeby zrobic z Polski "prywislinski kraj" odsuwajac NATO od wlasnych granic, a kto tego nie widzi jest chyba slepy.
Tez jestem zwolennikiem mniejszej ale bardziej mobilnej i lepiej wyszkolonej armii zawodowej od jakiegokolwiek "pospolitego ruszenia", specjalnie na wspolczesnym polu walki gdzie rzadzi wysoka specjalizacja i elektronika a nie chlopek z kalachem jak to drzewiej bywalo.
Wespecjan, czy kiedykolwiek zastanowiles sie dlaczego armia Iracka zostala rozgromiona blyskawicznie przez amerykanow i anglikow w pierwszej idrugiej wojnie w Iraku ?
Armia iracka byla uzbrojona dobrze na poziomie takim jak polska i w podobny sprzet, no i bronila wlasnego kraju. Miala liczne dywizje pancerne i niezle lotnictwo - moze poczytaj troche na ten temat to niektore rzeczy zrozumiesz.

Zamiast zastanawiać się nad mirażem zagrożenia ze strony Rosji, którego nie ma, (miło mi sie czyta, że nawet tutaj natowskie 4 litery niektórych bolą po porażkach z ostatniego czterolecia ), warto przypomnieć, że żyjemy w systemie neoliberalnym.
W systemie tym mundurowi (a szczególnie żołnierze), to elita lokalnej społeczności. Budzą oni nie tylko zazdrość, ale i podziw. Ze względu na wysokie dochody, wysokie oraz bardzo wczesne emerytury, ale i możliwość stosowania przemocy. Salony samochodowe stawia się obok koszar, a nie obok fabryk.
Żołnierzy nie może być wielu, bo przestaliby być elitą.



Izraelczycy i Amerykanie chcą przede wszystkim uniknąć takiej reprywatyzacji, która wykluczałaby możliwość odzyskania majątku (całego lub częściowego ekwiwalentu) przez spadkobierców, którzy są obywatelami Stanów Zjednoczonych i Izraela albo Żydami posiadających obywatelstwo innych krajów (np. Szwecji, Australii, Danii). W pełni rozumiem takie stanowisko tych krajów. Bronią interesu swoich obywateli, a także ewentualnych przysporzeń na rzecz Karen Kajamet. To są dobrze przemyślane działalnia, biorąc pod uwagę zarówno uległość polskiego rządu, jak i jego nieprzewidywalność.

Tylko jest małe ale. Na naszej wschodniej granicy nie ma ŻADNEJ jednostki USA. Wszystkie są w pobliżu granicy z Niemcami, poza małym wyjątkiem, niewielką jednostką w Orzyszu.

Tam jest pustynia, płasko, mało rzek i nie ma gdzie się schować, wszystko było widać jak na dłoni, armia regularna iracka została zaatakowana z wielu stron. Ale gdy ruszyła partyzantka i podziemie, amerykanie przyznali że cała ta wojna iracka to katastrofa. Gdyby irakijczycy mieli broń od początku każdy w swoim domu, to amerykanie prawdopodobnie by tam nawet nie weszli.

O to właśnie chodzi: na regularne armie nie ma co mierzyć się z kolosami jak Stany czy Rosja, wydamy kupę pieniędzy a nigdy nie osiągniemy takiej siły jak oni, nie wolno się kopać z koniem, trzeba skroić system obronny do własnych uwarunkowań a nie wydawać bezsensownie pieniądze na armie w stylu imperialnym.

Nie ma czegoś takiego jak "armia w stylu imperialnym", a do Ciebie ciągle nie dociera, że partyzantka, mimo iż skuteczna, nie wygra wojny.

Styl imperialny armii to sytuacja gdzie armia jest wyposażana i szkolona na potrzeby operowania za granicą, do załatwiania imperialnych interesów a nie obrony terytorium ojczyzny i ludności na swoim terytorium.
Ja nie mam na myśli partyzantki w stylu takim, że kraj zostaje zajęty i ludzie sztukują sobie i kradną broń, prymitywną zwykle, tylko sytuacja gdzie każdy obywatel zdolny to noszenia broni ma karabin szturmowy albo przynajmniej broń krótka w domu a dodatkowo sa wszędzie grupy OT z cięższym sprzętem. To wszystko prócz armii regularnej. To czyni okupację kraju wielkości Polski nieopłacalną bo dziś wojny sa drogie, bo jest dużo elektroniki.

Przykro mi, ale wyłącznie Twój wymysł.


Każda armia musi być przygotowana także do operowani poza terenem własnego kraju, bo do wygrania wojny nie nie wystarcza wyparcie go z własnego terenu. Musisz wreszcie zrozumieć, że prezentujesz typowe laickie poglądy, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością.


Bzdury prawisz. Posiadanie broni przez każdego obywatela ma sens, jeżeli w wypadku wojny utworzą oni regularne oddziały zdolne do walki na froncie. W innym przypadku spowoduje to jedynie to, iż agresor zacznie walczyć z ludnością cywilną, bo w każdym człowieku będzie widział potencjalnego żołnierza.

O to chodzi. Ile armii agresor musi wysłać na podbicie i okupowanie kilkudziesieciomilionowego kraju? Stać go?

Musisz wreszcie zrozumieć, że nie łykam propagandy sprzedawców z USA i posługuje się swoją oceną rzeczywistości i rozumem który mi dał Bóg i widzę, że ściganie się na zbrojenia czyli kopanie się z koniem nie ma najmniejszego sensu.

Czy Ty w ogóle myślisz??? Agresor w takim przypadku będzie bombardował każde osiedle czy miasto, nie patrząc na to czy tam stacjonuje wojsko, bo będzie chciał wybić wszystkich potencjalnych przeciwników. I nie patrz na to, że "jemu się nie opłaci". Skoro zaczyna wojnę, to mu się to opłaci.

To, co proponujesz, to zwyczajne zaproszenie agresora do urządzenia rzezi ludności cywilnej!


Aha... Już starożytni rozumieli, że aby mieć pokój, trzeba zapewnić sobie solidną armię, która jest w stanie powstrzymać agresora. O tym, do czego prowadzi przekonanie, iż słaba armia i pospolite ruszenie są w stanie zapewnić bezpieczeństwo, można się przekonań patrząc na historię Polski. Widzę, że Ty zapomniałeś o tym, czego Cię uczono w tej kwestii.

Chyba zapominasz, że wojny prowadzi się w jakimś celu a te wojny gdzie zajmuje sie terytorium i podbija się ludność mają na celu przejęcie zasobów przemysłowych, rolniczych i ludnościowych kraju, by kraj podbity pracował na kraj podbijający, inaczej te wojny są bezsensownym wydawaniem pieniędzy.
Dla imperium wojna ma przynieść zysk (terytorialny, ludnościowy, materialny, niewolniczy itp). Mordowanie ludności i niszczenie infrastruktury jest bezsensowne dla wojen ekonomicznych.


Gdybyśmy graniczyli z Mołdawią i Węgrami to się można ścigać na wielkość armii konwencjonalnej, ale jak mamy imperia nuklearne nie mówiąc o sile ich armii konwencjonalnych, nie ma najmniejszego sensu konkurować z nmi na zbrojenia, trzeba mieć inną strategię. No chyba, że osiągniemy przewagę techniczną, ale by to zrobić to nie wolno kupować broni zagranicznej z pieniedzy polskiego podatnika tylko inwestować w naukę i rozwój w kraju.

Masz naprawdę wyidealizowany obraz wojny. Więcej realizmu. Zdobyty teren można zaludnić na nowo własnymi obywatelami. Jak będzie pusty, bo jego dotychczasowi mieszkańcy zostaną wybici lub uciekną, będzie o wiele prościej. Broń w każdym domu, która nie zostanie przeniesiona do oddziałów regularnej armii, to idealny pretekst aby zrównywać z ziemią kolejne miejscowości i wybijać ich mieszkańców. Chętni, którzy przejmą tak przygotowane ziemie, zawsze się znajdą. Zwłaszcza, jeżeli będzie do nabycia za bezcen, a państwo da kasę na odbudowę.

Jeśli ja mam wyidealizowany to ty na pewno bardzo pacyfistyczny.

Realistyczny. Natomiast nadal nic się nie zmieniło w fakcie, że partyzantka wojny nie wygra.

Z naszej historii można się nauczyć dużo dużo więcej. Silna armia też nie pomoże jeśli wrogów za dużo - w przededniu IIWŚ nasza armia ustępowała tylko niemieckiej i ruskiej, i wcale nie odstawała technicznie od jednych i drugich. Do tego została użyta w niebyt mądry sposób. Jest też kwestia zbyt dużej wiary w sojuszników. Poza tym kiedy wojna wybuchła okazało się że tak naprawdę nikt nie był na nią przygotowany.
To chyba zależy od tego jak bardzo jest wspierana przez inne państwa, i jakie ma warunki żeby długo nękać wroga. Góry, lasy i dżungle no i spore terytorium, to niezłe warunki do działania partyzantów.