costafasthost
Milczek
Dołączył(a): Cz gru 31, 2015 2:09 pm Posty: 2
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
|
Geneza człowieka - część II
Geneza człowieka – część II
Teraz docieramy do następnej niezwykle ważnej kwestii naszego rozważania. W teorii ewolucji podaje się, że wszystkie małpoludy, także te, które przekształciły się nagle w człowieka rozumnego, miały stopy zbudowane z płasko ułożonych kości. Proces ich przemiany w istoty ludzkie miał przebiec gwałtownie. Przypomnijmy, że w przekonaniu ewolucjonistów małpoludy były istotami dwunożnymi - cechowała je postawa wyprostowana i miały płaskie stopy. I tu pojawia się dla wyznawców tej teorii (jest ona oparta na wierze nie popartej żadnym naukowym dowodem) następna przeszkoda nie do przebycia. Wszystka materia - tak nieożywiona, jak i ożywiona (organizmy żywe) - podlega przyciąganiu ziemskiemu. Tak było, jest i będzie – jest to sprawa oczywista. A z tego wynika, że temu prawu podlegałyby także organizmy małpoludów. Na ich płaskie stopy napierałby z góry podczas stania, chodzenia i biegu cały ciężar ich ciała. Kości stóp tych rzekomych istot, przygniatane tym ciężarem, nie miałyby najmniejszych nawet szans na przekształcanie się i wyginanie w górę, aby przybrać postać kości budujących stopę ludzką. Drugim argumentem przemawiającym przeciw możliwości zaistnienia takiego procesu jest to, że same te, płasko ułożone przecież kości, podlegałyby bezustannie przyciąganiu ziemskiemu, czyli byłyby przyciągane w kierunku środka ziemi. - Na dół, na dół, a nie do góry, wujku! – tłumaczyłem mojemu krewniakowi - Jak można uwierzyć w pogląd, który mówi o tym, że nagle, wbrew tym destrukcyjnym siłom, zaczynają się one błyskawicznie przekształcać i wznosić w górę, tworząc łuki?! - Nigdy nie było najmniejszej nawet szansy na przebieg takiego procesu, bo byłoby to wbrew prawom fizycznym panującym na naszej planecie! – odpowiedział rozpromieniony wujek. Zaczął mnie prosić, abym opisał swoje odkrycie i je opublikował. - Niech ludzie poznają prawdę o oszustwie dokonanym przez darwinowskie lobby. - Nie tak szybko – hamowałem jego zapędy – Nie tak szybko. Odpowiedziałem mu, że muszę jeszcze zrozumieć dlaczego człowiek może bez przeszkód poruszać się w postawie wyprostowanej, a potem to, nad czym pracuję, musi zostać poddane weryfikacji. - Mam nadzieję, że analizą mojej pracy zajmą się odpowiedni specjaliści. Wujek nalegał, aby pominąć konsultacje z ludźmi nauki. - Jeśli będziesz działał w ten sposób, efekty twojej pracy mogą być widoczne dopiero w bliżej nieokreślonej przyszłości, albo zostaną całkowicie zignorowane! Przecież w sposób niezwykle czytelny przedstawiasz dowody przeciw ewolucji człowieka; uważam takie konsultacje za niepotrzebne. Po co tracić cenny czas! Na postawione natomiast przed chwilą przez ciebie pytanie istnieje prosta odpowiedź: Człowiek może poruszać się bez przeszkód w postawie wyprostowanej, bo umożliwia to jemu budowa jego ciała. - To prawda. Nasze ciała są zbudowane pionowo – odrzekłem – Cały ciężar ludzkiego ciała opiera się na stopach; muszą być one genialnie skonstruowane skoro umożliwiają nam swobodne przemieszczanie się. Chcę zapoznać się dokładniej z budową ludzkiej stopy. - Poprzez swoje badania udowadniasz niemożliwość ewolucyjnego pochodzenia istoty ludzkiej. Wobec tego, jak zaistniał człowiek? Jaka jest jego geneza? Odpowiedziałem, że na to pytanie postaram się udzielić odpowiedzi dopiero po bliższym zapoznaniu się z budową anatomiczną człowieka. Wujek był ciekaw również tego, kiedy odkryłem prawdę o niemożliwości wykształcania się człowieka na drodze ewolucyjnego rozwoju. - Kilka tygodni temu, doznałem nagłego olśnienia podczas pobytu w górach – zaśmiałem się – Tam mogłem oglądać do woli długimi godzinami ludzkie stopy. Wujek zaproponował mi, abym spotkał się z jego dobrym kolegą, profesorem ortopedii i przedstawił jemu istotę swojego odkrycia. - On zna się doskonale na budowie ludzkich nóg – radził mi – Na pewno zapozna ciebie drobiazgowo z budową ludzkiej stopy. Z profesorem, specjalistą od ortopedii spotkałem się dwa tygodnie później. Był to wspaniale wyedukowany, o wielkiej kulturze osobistej człowiek. Kiedy dowiedział się do czego zmierzam, otworzył ze zdziwienia szeroko usta. - Chcę zapoznać się drobiazgowo z budową ludzkiej stopy. Mam nadzieję, że ta wiedza pomoże mi ustalić genezę człowieka – zwierzałem się jemu - Nie chodzi mi o czas, w którym to nastąpiło, ale o okoliczności jakie towarzyszyły temu wydarzeniu. Po tych moich słowach profesor rozsiadł się wygodnie w swoim wielkim fotelu, kilka razy głęboko westchnął, objął mnie ojcowskim spojrzeniem i powiedział: - Dla mnie wszystko jest jasne: pierwszy człowiek pojawił się około sześć i pół tysiąca lat temu w okolicznościach, jakie zostały przedstawione w Genesis. Głęboko w to wierzę. - Wierzy pan, że Stwórca ulepił Adama z mułu i tchnął w niego ducha? - Tak, takie są moje poglądy, przepraszam, moja wiara. Nie muszę podpierać tego żadnym rozumowym doświadczeniem, pan jednak jest jeszcze bardzo młodym człowiekiem, i dlatego zadaje sobie wciąż wiele pytań. Cieszy mnie, że są to pytania zasadnicze. Wierzę w szczerość pańskich intencji i dlatego mam niemalże pewność, że znajdzie pan właściwe na nie odpowiedzi. - Ważne dla mnie jest, aby zgłębianie anatomii ludzkiego ciała odbywało się pod okiem fachowca najwyższej klasy, który powinien być także człowiekiem wyrozumiałym. Nie chcę popełnić błędu w swoich rozważaniach, pragnę uniknąć posądzania mnie o ignorancję. Profesor najpierw pochwalił mnie, że roztropnie postępuję, zaraz jednak dodał, że w swoim dochodzeniu do prawdy, jakie prowadzę teraz i będę prowadził później, a także wówczas, gdy będę chciał wyniki swojej pracy upublicznić, napotkam niemało przeszkód. Uprzedzał, że będę miał chwile zwątpienia, gdy zorientuję się, jak wielu możnym tego świata się narażę poprzez głoszenie takich poglądów. - Oj, wysoko pan sięga, młody przyjacielu, bardzo wysoko! Zobaczy pan, że opierając swoje badania tylko i wyłącznie na rozumowych przesłankach, będzie miał pan początkowo znacznie mniejszy posłuch, niż ci, którzy propagują teorię ewolucji i inni zwolennicy takiej koncepcji światopoglądowej – przestrzegał mnie. Następnie tłumaczył mi, że muszę zrozumieć, iż ogromnej rzeszy ludzi na całym świecie ta teoria jest wygodna, bo stwarza im iluzję boskości człowieka tu, na ziemi. To nic, że swoich przekonań nie opierają na rozumie, wystarcza im tylko zwykła wiara w słuszność tej teorii, bo uważają, że inaczej po prostu być nie mogło. - Wielu będzie chciało pana ośmieszyć; będą nazywać pana oszołomem; zaliczą ciebie, młody człowieku do „ciemnogrodu”; będą chcieli pana zwyczajnie zniszczyć – powiedział profesor na koniec tego spotkania - Do propagowania teorii ewolucji zaangażowano na całym świecie ogromne siły i środki. Szybko przekona się pan, że tylko nieliczni będą jego zwolennikami. - Co pan mówi, panie profesorze?! – nie mogłem zrozumieć jego obaw - Ludzie szybko zrozumieją, że ta teoria to iluzja! Jestem przekonany, że wielu ludzi stanie po mojej stronie. - Niech pan mi uwierzy – będzie miał pan początkowo nielicznych zwolenników. Proszę sobie jednak zapamiętać, że nie będzie ważne ilu poprze pańskie działania, ważne będzie to, kim będą ludzie, którzy zechcą panu pomagać. Podczas następnego spotkania profesor zadał mi nieoczekiwane pytanie. - Jaka jest pańska wiara? „O co mu chodzi?”- pomyślałem – „Dlaczego zadaje mi takie pytanie?” Do tej pory nie zastanawiałem się głębiej nad problemem swojej wiary; była ona raczej powierzchowna i nigdy, jak dotąd, nie wysilałem się, aby ją pogłębiać; zresztą nie było takiej potrzeby. - Jaka jest moja wiara? Szczerze mówiąc, jest ona raczej niezbyt mocna – odrzekłem zgodnie z prawdą – Muszę się panu przyznać, że opiera się ona tylko na tym, co usłyszałem jako dziecko o sferze nadprzyrodzonej od moich rodziców, babci i później od księdza na naukach religii. - To znaczy, że wierzy pan jak dziecko? – zapytał nieco zdziwiony profesor. - Tak można powiedzieć – zgodziłem się z nim. Pytanie profesora dotyczące mojej wiary było wstępem do długiej, ciągnącej się do północy dyskusji na tematy religijne i światopoglądowe. Profesor był prawdziwym mistrzem w tych dziedzinach. Z podziwem słuchałem jego precyzyjnych wypowiedzi dowodzących doskonałej znajomości zagadnień biblijnych, systemów religii niechrześcijańskich, a także kierunków filozoficznych z różnych okresów historycznych. Nieobce były jemu również poglądy najwybitniejszych filozofów reprezentujących tylko i wyłącznie materialistyczne postrzeganie rzeczywistości. Długo tej nocy nie mogłem zasnąć; dręczyło mnie pytanie, dlaczego tak wspaniale wyedukowany człowiek, jakim niewątpliwie był profesor, wierzył jak dziecko we wszystkie informacje zawarte w Biblii, nawet w te, które w świetle najnowszych odkryć naukowych były co najmniej wątpliwe. Dlaczego człowiek władający biegle siedmioma językami, wybitny naukowiec posiadający rozległą wiedzę w kilku dyscyplinach naukowych i ciągle ją poszerzający, wierzy w te niezweryfikowane opisy? Jak to możliwe, skoro współcześni naukowcy obalają wiarygodność opisów stworzenia świata i człowieka zawartych w „Księdze Rodzaju”? I mimo to, wbrew tym odkryciom, profesor uważa, że prawdę o stworzeniu przekazuje ludziom tylko i wyłącznie Biblia. Kiedy podczas tej wieczornej dyskusji zapytałem go, na czym opiera swoje przekonanie, udzielił mi takiej odpowiedzi: - Jestem człowiekiem nauki, to prawda, ale jednocześnie jestem człowiekiem głębokiej wiary. Dla mnie, człowieka wiary, Pismo Święte jest Księgą natchnioną, napisaną przez ludzi na polecenie samego Boga. Jestem całkowicie przekonany o tym, że informacje w nim zawarte pochodzą od Stwórcy. I tutaj rodzi się pytanie: Komu mam wierzyć?: Bogu, który jest alfą i omegą, czy raczej ludziom, których możliwości poznawcze są mocno ograniczone? Kto zna całą prawdę o stworzeniu i sensie istnienia? Kto się myli? Wszechmocny i wszystkowiedzący Bóg czy niektórzy ludzie nauki szukający prawdy bazując na fałszywych założeniach? Dla mnie odpowiedź jest oczywista, ale wielu daje się zwodzić, bo są albo zbyt słabej wiary, albo nie posiadają odpowiedniej wiedzy. Jestem jednak przekonany, że pojawią się, a może już są ludzie, dla których najważniejsza będzie prawda, a nie jakaś tam doktryna, i którzy poprzez rzetelne i obiektywne badania rzucą nowe światło na te problemy, o których dzisiaj rozmawiamy. Po chwili milczenia na twarzy profesora pojawił się tajemniczy uśmiech.
- Człowiek jest jedną wielką tajemnicą – mówił profesor podczas spotkania, na którym zapoznawał mnie z budową i funkcjami mózgu – Czy wie pan, że w momencie poczęcia nowego ludzkiego życia pojawia się najpierw światło? Przyznałem, że nigdy o tym nie słyszałem i uznałem tę informację za nieprawdopodobną. - Tak, w momencie poczęcia się człowieka, pojawia się najpierw światło – powtórzył profesor z naciskiem, widząc jak ta informacja mnie zaskoczyła – Dopiero potem zawiązuje się cewa nerwowa i rozpoczyna się gwałtowny przyrost komórek. - Wynikałoby z tego, że impulsem uruchamiającym ludzkie życie jest światło! – powiedziałem z niedowierzaniem. - Na to wychodzi – zgodził się ze mną profesor. Po tych słowach wręczył mi opasłą księgę, która zawierała, jak się miało później okazać, obszerne i niezwykle dokładne opracowanie dotyczące anatomii człowieka. Studiowałem ją przez wiele dni i nocy z zapartym tchem, i to właśnie wówczas doszedłem do pełnego przekonaniu, że w samym człowieku, w budowie jego ciała zawiera się odpowiedź na pytanie dotyczące jego genezy.
Wcześniej już wspomniałem, iż prawo powszechnego ciążenia jednoznacznie wskazuje na to, że jest niemożliwe, aby stopy jakiejkolwiek formy praludzkiej mogły przekształcić się na drodze ewolucyjnej w stopy człowieka. Nie pozwoliłoby na to przyciąganie ziemskie, któremu byłyby podległe płaskie kości stóp istot praludzkich oraz potężny nacisk całej masy ciała tych dwunożnych istot na kości stóp. Musimy mieć na uwadze to, że przez cały czas, od ramapiteka aż do pojawienia się człowieka rozumnego, a więc przez kilkanaście milionów lat, zachodziłoby zjawisko potężnej destrukcji, a to wyklucza możliwość doskonalenia się budowy płaskiej stopy małpoludów do wspaniale wygiętej w łuki i genialnie skonstruowanej stopy człowieka.
O tym, w jaki sposób pojawił się człowiek na Ziemi, informuje nas budowa jego stopy.
Ludzkie stopy to delikatne, wspaniałe i cudownie zaprojektowane urządzenia, które dają człowiekowi możliwość ruchu (przemieszczania się) i stabilne oparcie. Stopa pełni w ciele człowieka funkcję podporową; opiera się na niej w postawie stojącej cały ciężar ciała. Stanowi ona mocną i sprężystą jego podstawę. Tylko specyficzna, doskonale zaprojektowana budowa kośćca stopy oraz aparatu stawowo – więzadłowego i układu mięśniowego umożliwia człowiekowi swobodne stanie i poruszanie się. Każda stopa jest skomplikowanym, funkcjonującym w doskonałej harmonii układem nerwów, naczyń krwionośnych, kości, mięśni, ścięgien i więzadeł. Jest ona jedną z najbardziej złożonych i wrażliwych części ludzkiego organizmu. Człowiek jest istotą dwunożną – cechuje go postawa wyprostowana. Jest to możliwe dzięki niezwykłej budowie stopy charakteryzującej się sklepieniami i kilkoma innymi wprost genialnymi elementami. Jest oczywiste, że nie tylko kości budujące stopy człowieka są poddane przyciąganiu ziemskiemu. Temu fizycznemu prawu poddane są wszystkie cząstki ludzkiego organizmu, a ponieważ leżą one powyżej stóp, wywierają na nie bardzo duży nacisk. To obciążenie musiałoby doprowadzić do deformacji każdej ludzkiej stopy z prawidłowo wysklepionymi kośćmi, a więc do płaskostopia i dlatego stopa człowieka została tak skonstruowana, aby nie mogły zaistnieć nieodwracalne uszkodzenia kości wygiętych w łuki, z których są zbudowane stopy człowieka. W przypadku ludzkiej stopy ma się do czynienia z sytuacją odwrotną do tej, jaka jest lansowana przez zwolenników ewolucyjnego pochodzenia człowieka. Aby nie mogły zaistnieć nieodwracalne uszkodzenia kości wygiętych w łuki, z których są zbudowane stopy człowieka, taka jest ich konstrukcja, aby ich budowa zabezpieczała najwyższą wytrzymałość przy najmniejszym zużyciu materiałów. To efekt gąbczastej architektury, którą zaprojektował niezrównany konstruktor – beleczki budujące kości stopy mają charakter gąbki i są ułożone wzdłuż linii napięć – trajektorii, na podobieństwo kratownic używanych przy budowie mostu. W stopie ludzkiej występują trzy układy sklepień – łuk główny (przyśrodkowy łuk podłużny), boczny łuk podłużny (zewnętrzny) i łuk poprzeczny. Łuk główny przyśrodkowy, czyli piszczelowy, dźwiga większą część masy ciała człowieka i rozdwaja się na mniejsze układy – układ tylny biegnący z bloczka do guza piętowego, i na układ przedni, biegnący do trzech paliczków. Te linie nośne – trajektorie – które odpowiadają największemu ciśnieniu, krzyżują się pod kątem prostym z liniami największego rozciągania. Przyśrodkowy łuk podłużny jest niezbędny dla utrzymania równowagi ciała, nadaje sprężystości krokom i amortyzuje doświadczane przez stopę uderzenia. Malutki łuk zewnętrzny stabilizuje równowagę stopy, natomiast łuk poprzeczny biegnie pod kątem prostym w stosunku do pozostałych dwóch łuków, zapewniając stopie poprzeczne wsparcie i balans. Konstrukcję sklepień stopy człowieka zapewnia sam kształt kości i stawów oraz cała sieć więzadeł łączących kości ze sobą.
Te niezwykłe elementy budowy stopy człowieka jednak nie gwarantują, aby mogła ona w pełni wykonywać funkcje, do jakich została przeznaczona (postawa wyprostowana człowieka), dlatego jej konstruktor zadbał o to, aby te genialne rozwiązania, o których przed chwilą napisano, miały wsparcie w dodatkowych zabezpieczeniach (aby nie mogło dojść do zdeformowania kości wygiętych w łuki wskutek ich przyciągania w kierunku środka Ziemi oraz nacisku całej masy ciała z góry). Zostały one wyposażone w dodatkowe wspaniałe zabezpieczenia w postaci odpowiednich więzadeł, specjalnych mięśni i ścięgien. To jednak nie wszystko - stopa to przecież skomplikowany aparat, prawdziwa „dźwignia” podpierająca całe ciało, zarówno w pozycji stojącej, jak i podczas chodu, czy biegu, biorąca niezmiernie ważny udział w przenoszeniu ciała do przodu i dlatego otrzymała jeszcze dwa niezwykłe elementy budowy. Pierwszym z nich jest znajdująca się na podeszwie pod skórą obfita podściółka tłuszczowa, poprzerastana tkanką łączną. Pasma tej tkanki oddzielają od siebie komory wypełnione tkanką tłuszczową, zawierającą kropelki tłuszczu. Jako płyn podlega on prawom hydrodynamiki, według których przenosi ciśnienie, rozkładając je równomiernie na ściany komór. Odgrywa to przy chodzeniu wielką rolę zarówno dla amortyzacji wstrząsów, przede wszystkim kręgosłupa i głowy, jak i dla ochrony miejsc ucisku. Natomiast drugim elementem jest rozcięgno podeszwowe, inaczej mówiąc – silna warstwa ścięgnista i dwa, również niezwykle silne więzadła. Rozcięgno podeszwowe przyczepia się podstawą na guzie piętowym, biegnie w kierunku palców, dzieląc się na pięć pasm, kończących się na pochewkach ścięgien i torebkach stawów śródstopno-palcowych. W ten sposób łączy końce łuków sklepienia podłużnego stopy i przeciwstawia się jego spłaszczeniu. Dzięki licznym powiązaniom stawowym, których linie biegną łukowato, kości stopy, pomimo małej własnej ruchomości, tworzą elastyczną całość, umożliwiającą przystosowanie się do powierzchni gruntu. Każdy z tych drobnych stawów odgrywa ważną rolę. Jeżeli którykolwiek z nich zostanie uszkodzony, to występują bóle stopy lub nawet goleni, świadczące o nadmiernym obciążeniu innych stawów i informujące o zaburzeniu w funkcjonowaniu tego niezwykłego aparatu, którego głównym zadaniem jest utrzymywanie całego ciała człowieka. Chodzimy w postawie wyprostowanej, ponieważ mamy wysklepioną i wspaniale zabezpieczoną stopę. Taka budowa stopy jest niezbędnym warunkiem naszej dwunożności. Gdyby ludzka stopa była płaska, bylibyśmy kalekim stworzeniem, poruszalibyśmy się niezgrabnie i z wielkim trudem, odczuwając silne bóle stóp, prasowanych bezustannie przez ciężar ciała. Reasumując: prawo powszechnego ciążenia powodowałoby bezustannie to, że płaskie kości stóp rzekomych istot praludzkich byłyby ciągle przyciągane w dół i dosłownie przygniatane ciężarem ich ciała z góry. Ciążenie nigdy nie pozwoliłoby na to, aby człowiek stał się efektem ewolucji. Kości stopy człowieka wskazują niezbicie, że pojawił się on na Ziemi w swej obecnej postaci. Wobec tego wszystkie „dowody” mające potwierdzić pogląd o ewolucyjnym pochodzeniu człowieka są niczym innym jak baśniowa szata chińskiego cesarza, która była iluzją.
Na postawione nieco wcześniej pytanie dotyczące genezy człowieka mogę teraz odpowiedzieć następująco: my, ludzie, nie tylko nie pochodzimy od małpoludów, człowiek pojawił się od razu w takiej postaci, w jakiej istnieje obecnie. Mam na myśli nie tylko jego budowę fizyczną, ale także jego psychikę i intelekt. Jedno jest pewne: człowiek sam siebie nie mógł stworzyć. Czyim jest dziełem? Profesor, który wtajemniczał mnie w budowę anatomiczną człowieka, zapoznał się bardzo dokładnie z moją pracą na temat niemożliwości pochodzenia ludzi od małpoludów. Kiedy spotkał się ze mną jakiś czas potem uścisnął mocno moją dłoń i pogratulował mi zaskakującego osiągnięcia. - To dopiero początek drogi, mój młody przyjacielu – powiedział wyraźnie zadowolony – Teraz czeka pana znacznie trudniejsze zadanie – Trzeba wszystko zrobić, aby poglądy zaprezentowane w pańskiej pracy ujrzały światło dzienne. Muszę jednak powiedzieć, że od razu będą z tym wielkie kłopoty. Dał mi jednak słowo, że skompletuje w najbliższych miesiącach grupę naukowców - specjalistów z dziedzin poruszonych w mojej pracy, którzy poddadzą ją wnikliwej analizie i weryfikacji. Ponownie spotkałem się z tym człowiekiem kilka tygodni później. Towarzyszyła mu tym razem spora grupa jego znajomych, bliższych i dalszych, którzy mieli poddać moją pracę wstępnej ocenie. Kilku z nich wypowiedziało się o niej pozytywnie. Byli jednak i tacy, którzy poddali ją srogiej krytyce. Jeden z nich, profesor w dziedzinie nauk przyrodniczych, zdeklarowany ateista i ewolucjonista próbował nawet mnie ośmieszyć. - Żal mi ludzi, którym nie wystarcza wyobraźni, aby sobie wytłumaczyć naturalny proces ewolucji ludzkiej stopy, i którzy wbrew temu co nauka zdążyła już udowodnić, sieją zamęt poprzez swoje pseudonaukowe dzieła – grzmiał z nieskrywaną ironią - Jaka jest prawda o pochodzeniu człowieka? Wystarczy wziąć do ręki podręcznik biologii i go porządnie przestudiować. Inny znów starał się poprzez delikatną perswazję odciągnąć mnie od chęci opublikowania mojej pracy. Chciał mnie przekonać, że argumenty przedstawione w tym opracowaniu nie mają żadnej wartości dowodowej. - Niech pan spojrzy na strusia – tłumaczył mi – Stopy tego ptaka nie są wygięte w łuki, a przecież też chodzi na dwóch nogach. Odpowiedziałem mu, że nie ma to żadnego związku z moim poglądem na genezę człowieka, bo nigdy nie zaryzykowałem przecież twierdzenia, aby człowiek mógł pochodzić od strusia, albo innych ptaków-nielotów. Przypomniałem mu, że w teorii ewolucji mówi się jednoznacznie, iż człowiek jest finalnym produktem długotrwałego procesu doskonalenia się form praludzkich, czyli małpoludów, które miały płaskie stopy i były prawie wyprostowane. Zwróciłem mu uwagę na to, że zwolennicy ewolucji mówią wyraźnie, że był to jedyny możliwy proces wykształcenia się człowieka współczesnego na drodze ewolucyjnej. - Z materialistycznego punktu widzenia nie mogło to stać się w inny sposób – kończyłem swoją odpowiedź - Muszę odnieść się jeszcze do tego strusia. To stworzenie ma budowę horyzontalną, a nie jak człowiek i rzekome małpoludy – wertykalną. Po tym wyjaśnieniu, profesor, specjalista od paleontologii trochę się speszył. Zanim doszło do następnego spotkania z profesorem, minęły cztery miesiące. Tym razem rozmawiali ze mną tylko i wyłącznie panowie ze świata nauki, którzy pozytywnie ocenili moją pracę. Wcześniej kilkakrotnie ją zweryfikowali. - Pańskie tezy są ze wszech miar słuszne – powiedział jeden z nich we własnym imieniu i swoich kolegów – Z wydaniem tej pracy jednak sobie nie poradzimy. Była druga połowa lat siedemdziesiątych XX wieku. Całe oficjalne życie intelektualne naszego państwa było podporządkowane w tamtym czasie komunistyczno-materialistycznej ideologii. Takie poglądy, jak te, które zaprezentowałem w swojej pracy nie miały prawa być prezentowane szerszej grupie ludzi, tym bardziej publikowane. - Będziemy szukać możliwości publikacji pańskiej pracy gdzieś na Zachodzie – pocieszał mnie jeden ze znajomych profesora – Tam nie ma komunistycznej cenzury. Czas szybko uciekał. Dobiegły końca lata siedemdziesiąte, nastała jeszcze bardziej smutna polska rzeczywistość po wprowadzeniu stanu wojennego. Sprzyjający mi profesor ortopeda zmarł, jego przyjaciele rozproszyli się gdzieś po świecie, zostałem sam ze swoimi przemyśleniami i problemami dnia codziennego. Dopiero po wielu latach zdecydowałem się na upublicznienie najistotniejszych treści mojej pracy.
Budowa ludzkiej stopy nie jest jedynym dowodem przeciw ewolucyjnemu pochodzeniu człowieka. Drugim – może nawet ważniejszym – jest budowa ludzkiego mózgu. Wszyscy ludzie stanowią jedną, hermetycznie zamkniętą grupę istot myślących, obdarzonych podobnymi przymiotami. Przypomnijmy, że darwiniści są zdania, iż istoty praludzkie już kilka milionów lat temu chodziły po Ziemi, i że w tym odległym czasie małe grupki małpoludów rozchodziły się z jakiegoś wspólnie zamieszkiwanego wcześniej obszaru w Afryce Środkowo-Wschodniej w kilku głównych kierunkach. Niektóre grupki miały przemieścić się w kierunku Azji Środkowej, inne znów do Azji Południowo- Wschodniej, jeszcze inne podobno dotarły do Europy i tam się osiedliły. Między tymi poszczególnymi grupami została zerwana całkowicie łączność, a więc musiałyby one w takim razie rozwijać się w różnych warunkach środowiska naturalnego. Każda grupa musiałaby rozwijać się inaczej niż pozostałe; tempo i sposób ewolucyjnego rozwoju każdej z tych grup byłby na pewno inny. Gdyby tak było, jak głoszą zwolennicy teorii ewolucji, musiałyby istnieć na Ziemi także w tak zwanych czasach historycznych różne grupy człowiekowatych, których osobnicy różniliby się między sobą przede wszystkim budową i pojemnością mózgu. Nie ma żadnych dokumentów pisanych sprzed kilku tysięcy lat i z czasów późniejszych, które potwierdzałyby istnienie istot człekokształtnych zorganizowanych gorzej niż ludzie, lepiej zaś niż małpy. Mózg ludzki, niezależnie od tego, czy będzie to mózg człowieka żyjącego pięć tysięcy lat temu, czy należący do żyjącego dwa tysiące lat temu przedstawiciela tak zwanych ludów barbarzyńskich, czy Indianina na którego natknął się Kolumb w czasie swej wyprawy do Ameryki, czy Pigmeja żyjącego w kongijskiej puszczy albo Eskimosa wegetującego na skrajnej północy, czy w końcu współczesnego wybitnego naukowca ze Stanów Zjednoczonych, charakteryzował się i charakteryzuje się nadal przeciętnym ciężarem około 1400 g. i niezwykłym wprost pofałdowaniem kory, czyli warstwy istoty szarej, powlekającej powierzchnię półkul mózgowych. Budowa mózgu człowieka mówi nam o zgoła czymś odwrotnym do tego, do czego starają się nas przekonać zwolennicy teorii ewolucji. Jest powszechnie wiadome, że współczesny człowiek wykorzystuje tylko kilka procent możliwości zawartych w swoim mózgu. Albert Einstein, uważany za geniusza, wykorzystywał tylko kilkanaście procent tych możliwości. Jakie możliwości rozwoju cywilizacyjnego otworzyłyby się przed ludźmi, gdyby człowiek mógł bez przeszkód wykorzystywać chociażby połowę możliwości zawartych w swoim narządzie myślenia? Jak takich ludzi należałoby nazywać? Geniuszami, a może gigantami myślenia? Możliwości zawarte w ludzkim mózgu dowodzą niezbicie, że człowiek nie może być efektem tak zwanego ewolucyjnego rozwoju. Gdyby mózg człowieka rozwijał się na skutek tego rzekomego procesu, nie mogłoby w nim być żadnych rezerw. Mózg człowieka, podobnie jak mózg każdej rzekomej istoty praludzkiej, musiałby być rozwinięty tylko w takim stopniu, w jakim byłoby to konieczne na danym etapie ewolucyjnego rozwoju. To właśnie te ogromne rezerwy mózgu człowieka wskazują wyraźnie, że jego mózg nigdy nie rozwijał się na skutek nowych potrzeb czy to rzekomych istot praludzkich, czy istoty ludzkiej. Informują one nas raczej o tym, że kiedyś w przeszłości ludzie mogli korzystać ze swego narządu myślenia w znacznie większym stopniu niż dzisiaj. Czy to możliwe? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie musimy udać się do Ameryki Południowej. Rozrzucone w peruwiańskich Andach i wokół jeziora Titicaca zagadkowe megalityczne ruiny – noszące ślady niewyobrażalnej erozji i innych ogromnych destrukcyjnych sił - przechowują niewiarygodną tajemnicę wiążącą się z niezwykłą starodawną cywilizacją i niszczącym jej wytwory przepotężnym globalnym kataklizmem. Czesław Kierzk
|