Re: jak kochać oraz wspierać dzieci
merss napisał(a):
Ten chłopiec, który jest dziś chirurgiem miał bardzo trudne pierwsze lata szkoły podstawowej. Był młodszy i słabszy niż jego koledzy, odszedł od dzieci, które znał już z przedszkola, wychowawczyni wciąż go strofowała, że za wolno pisze i jak się nie pospieszy wróci do klasy drugiej. Mówiła to przy wszystkich dzieciach. Dawała pośrednio przyzwolenie tym silniejszym osiłkom, by pokazali słabeuszowi, gdzie jest miejsce kujonów. Mama wiedziała, że musi sobie sam z tym poradzić. Zareagowała ostro dopiero wówczas jak wezwano ją do szkoły. Nie skarżyła na tamtych chłopaków ich rodzicom. Sami mieli problemy z dziećmi, nie radzili sobie.
Wskazała jednak broń, by potrafił sobie radzić z nimi. Broń okazała się skuteczna, ośmieszał ich publicznie. Za rok należało wyhamować te ciągątki, bo szybko nauczył się, że to działa.
tak sobie myślę..., ze to nie jest dobry przykład, powinniśmy jednak wymagać więcej...od siebie i podsuwać dzieciom jak znaleźć siłę wewnątrz siebie a nie siłę wywierania wpływu na innych
jak ten chłopiec ośmieszał publicznie kolegów którzy mu dokuczali, chodził po klasie i rzucał ty ośle, ty baranie, ty tępaku
jak by wyglądał świat jeżeli wszyscy dążyli by do umiejętności operowania zewnętrznymi i powierzchownymi atrybutami "mocy" i "siły" i wykorzystywali swoje mocne strony tylko po to aby dokopać innym w obronie swoich interesów, jakaś spirala by się z tego zrobiła i wkrótce nikt by nie wiedział i nie chciał wiedzieć kto się broni, kto atakuje
co ten chłopiec zyskał w dłuższym horyzoncie czasu, jak ocenić tą sytuację z punktu widzenia wychowania, na brak szacunku odpowiadał brakiem szacunku, na przemoc fizyczną przemocą psychiczną (w końcu upokarzał, ośmieszał na tyle boleśnie, że dali mu ze strachu spokój)
to takie luźne myśli, aaa doczytałem, że po roku była kolejna korekta zachowania
ale dalej coś mi nie pasuje, to tak należy wychowywać dzieci - w tym roku uczą się jak bronić się przed kolegami poprzez zdobywanie umiejętności ich ośmieszania a w przyszłym np. tego jak z tymi kolegami współpracować w grupie. To nie da się od razu uczyć jak zachowywać względną niezależność od dyskomfortu, lęku, złości, stresu, niesprzyjających okoliczności, przypadków losowych, niepowodzeń, sukcesów (niebezpieczeństwo sodówki) etc. i zdobywać szacunek innych nie przez to co się zrobiło (lub przez to co groźnego można zrobić) tylko przez to jakim się JEST
przy okazji jak się jakimś JEST to jest też gwarancja, że pewne zachowania będą powtarzalne, stąd zaryzykowałbym stwierdzenie, że w wychowaniu należałoby położyć nacisk bardziej na to kim dziecko JEST i kim chce/chcemy żeby BYŁO niż na to co robi w danym momencie (ponieważ to co ROBI jest wtórne do tego kim JEST). chętnie bym poznał opinie rozwijające to zagadnienie