
Re: Wspołżycie tylko w celu poczęcia?
sachol napisał(a):
Czy to prawda ze Kościół dopuszczał kiedyś współżycie tylko w celu poczęcia dziecka a potem to spojrzenie zmienił?
Jesli tak to w jakim dokumencie?
Czy to tylko kłamstwo przeciwników Koscioła.
To nie jest takie oczywiste i zerojedynkowe - istniał np. zakaz współżycia z żoną w ciąży (dla przyjemności), bo ludzie rozumieli już wtedy, że drugiej ciąży z takiego współżycia być nie może, więc jeśli pozostawała sama przyjemność, a to nie było dopuszczalne. Mocno przeciwstawiano przyjemność prokreacji, co prowadziło do absurdalnej - z dzisiejszej perspektywy - kaziustyki.
W pierwszych wiekach, jak i później, ścierały się różne poglądy które miały wpływ na praktykę nauczania które nie było od początku jednolite, np. zbaraniało się współżycia przed mszą (Hieronim), zachęcało do braku współżycia w okresie wielkiego postu (Augustyn) - takie przekonania trwały setki lat.
W ramach różnych nurtów, głoszone były różne przekonania - w czasach ojców kościoła z którego to nurtu wyewoluowało później dzisiejsze rozumienie (a inne skrajności odrzucono),
to współżycie seksualne było dozwolone ale pod warunkiem że jego przeznaczeniem jest prokreacja, która niejako usprawiedliwiała akt seksualny. To całkiem inne i ograniczone rozumienie niż obecne, które oczywiście się zmieniło, ale nigdy nie można dzisiejszej miary przykładać do dawnych czasów - to byłoby ahistoryczne - trzeba też uwzględnić cały kontekst społeczno-historyczny tamtych czasów, kiedy chrześcijaństwo ze swoim systemem moralności stało w opozycji do świata w którym funkcjonowała masowo rozpusta w każdej możliwej do wyobrażenia formie i w ramach ówczesnych możliwości poznawczych, szukano złotego środka między skrajnościami. Seksualność małżeństwa była czasami zbyt łatwo kojarzona z tym światem rozpusty, więc próbowano "usprawiedliwić" stosunek seksualny jego prokreacyjnością, jednak stawiając jako bardziej idealne życie celibatariuszy, widząc w stosunku seksualnym nieopanowane rządze.
Dopiero setki lat później po ojcach kościoła, św. Tomasz (Akwinata) dostrzega jakąś wartość z istnienia przyjemności w stosunku seksualnym, ale - nadal - tylko jeśli wynika ona z prokreacyjnej funkcji. Zaistniał nawet taki kazuz prawny, że współżycie w małżeństwie "dla czerpania przyjemności" uznano za grzech lekki (dopiero XVII wiek), ale już zbyt długie podniecenie uznawano za bezbożne działanie.
Historia jak to wszystko się zmieniało jest bardzo ciekawa, pierwsze w ogóle wzmianki kiedy ktoś odważył się powiedzieć, że współżycie może nie być grzeszne, jeśli nawet nie ma intencji poczęcia, to dopiero (!) XV wiek, potem powiela się to w XVII wieku u niektórych biskupów czy mnichów - ale są to głosy na tyle słabe, że nie mają wpływu na postrzeganie współżycia jako "zaledwie tolerowanego" z uwagi na główny cel prokreacji.
Teza która dopiero niedawno znalazła uznanie - że sama wspólnota małżeńska jest dobra i seksualność jest jej podporządkowana (a nie tylko tolerowana i nie tylko dla płodności) - pojawiła się z początkiem XIX wieku u teologów niemieckich. Potrzeba było 200 kolejnych lat, aby kościół ewoluował od rozumienia Augustyńskiego do bardziej personalistycznego, rozwiniętego także przez JP II, kiedy seks jest dobrem jeśli służy małżeństwu i nie ma w nim grzechu, o ile nie działa się "przeciwko" płodności aktu seksualnego. Musiało się to oczywiście wiązać z rozwojem nauk i zmianą funkcjonowania całego społeczeństwa, roli małżeństwa, nowych koncepcji filozoficznych osoby, godności ludzkiej.
Jeszcze tych kilkadziesiąt lat wstecz, mówiło się w kontekście relacji seksualnej, że jej pierwszym i nadrzędnym celem jest zrodzenie potomstwa, potem dopiero jednośc, a potem jeszcze uśmierzenie popędu. Dzisiaj już zupełnie tak się nie mówi, a hierarchii celów nie ma stawianej w taki sposób. Adhortacja Amoris Laetita mówi, że małżeństwo jest dobre samo z siebie (a nie tylko jeśli są dzieci), ze względy na swoją jedność, więc kolejny raz następuje lekka zmiana optyki postrzegania relacji seksualnej.
Jeśli przyłożyć dzisiejsze rozumienie do augustyńskiego lub tomaszowego, to są już zupełnie różne prawa. W tym sensie nauczanie oczywiście uległo bardzo radykalnej zmianie - a właściwie lepiej byłoby powiedzieć, że zmieniło się razem z lepszym rozumieniem człowieka, społeczeństwa, świata i roli małżeństwa.