
Dylemat małżeński po spowiedzi
Szczęść Boże:)
Piszę ten post z nadzieją uzyskania wskazówek, ponieważ dwóch różnych spowiedników inaczej interpretuje moją (naszą) sytuację.
Jesteśmy z żoną 8 lat po ślubie. Wcześniej byliśmy bardzo letnimi katolikami, uczęszczajacymi do Kościoła tylko przy okazji uroczystości rodzinnych. Z sakramentami było jeszcze gorzej.
Przez 5 lat staraliśmy się o dziecko, korzystając już nawet z pomocy kliniki leczenia niepłodności. Lekarze aplikując żonie kolejne dawki hormonów, (na które jej organizm reagował źle) rozkładali ręce, nie potrafiąc poradzić sobie z rozregulowanymi cyklami. Szykowaliśmy się już więc do wzięcia kredytu na procedurę in vitro.
W okresie Wielkiego Postu adorując jako strażak grób Pana Jezusa, poprosiłem Go w sercu o dziecko. 9 miesięcy później urodził się pierwszy syn. W kolejną Wielką Sobotę poprosiłem o jeszcze jedno dziecko. I tym "sposobem" mamy dwóch synów urodzonych rok po roku

Jednak porody to dwie ciężkie cesarki, szczególnie druga, którą żona o mały włos nie przypłaciła życiem. Ordynator oddziału ginekologii wyraził opinię, że następnego porodu żona może po prostu nie przeżyć.
Ja całą tą sytuację uznałem od razu jako Boską ingerencję i cud, co rozpoczęło proces mojego nawrócenia. Obecnie dzięki rozwojowi duchowemu zerwałem praktycznie z grzechem w moim życiu i jestem w stanie fascynacji życiem z Bogiem:)
Jednak moja żona nie otrzymała jeszcze łaski wiary, ale nie ma nic przeciwko mojemu zachowaniu i zauważa na pewno, że moja postępująca przemiana bardzo dobrze wpływa na nasze życie rodzinne. Dostałem od niej nawet na imieniny Różaniec, a potem świecę zapachową do mojego kącika modlitwy.
I tu zaczyna się mój dylemat.
Żona, która boi się zajść w ciążę, nie chce słyszeć o NPR. Uważa, możliwe że słusznie , że przy jej nieregularnych cyklach, które wahają się od 20dni do nieraz dwóch miesięcy bez miesiączki nie jest w stanie określić dni płodnych. Leków też nie chce brać po poprzednich doświadczeniach z różnymi ich rodzajami. Ogólnie każdą moją sugestię dot. zmian w tym aspekcie naszego małżeństwa odbiera jako próbę ataku na jej wolność i daje do zrozumienia delikatnie, że tutaj nie jest gotowa na ustępstwa.
Niestety stosujemy prezerwatywę. Nie traktujemy współżycia przedmiotowo, kochamy się i uważam, że bliskość cielesna bardzo scala nasze małżeństwo. Natomiast całkowity brak współżycia mógłby je mocno osłabić.
Mój stały spowiednik uznał moją sytuację, jako moralnie ciężką i uznał, że w moim przypadku szczera spowiedź powszechna pozwala na pełne uczestnictwo w Eucharystii.
Jednak przed adwentem byłem u innego,który uznał, że antykoncepcja to kategorycznie grzech ciężki i polecił wyjazd na rekolekcje małżeńskie żeby przepracować problem, stawiając mnie trochę pod ścianą.
Zwracam się do Was Bracia i Siostry z prośbą o opinię i wskazówki jak postąpić w mojej sytuacji. Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi
Pozdrawiam
