Zainspirowany wątkiem na forum Sfinia:
- Użytkowniczka forum dla młodych mam edzia086 ma trudne pytanie. "Według naukowców jedno dziecko w USA to 58,6 tony szkodliwych emisji rocznie. Rodzina, która rezygnuje z kolejnego potomka, przyczynia się do dobra środowiska tak jak 684 nastolatków, którzy zobowiązaliby się do końca życia obsesyjnie dbać o recykling. Zrezygnowałybyście z dzieci lub chociaż ograniczyły ich ilość, aby chronić klimat?". Dyskusja była gorąca.
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/bezdzietni-ile-ich-jest-dlaczego-nie-chca-miec-dzieci/gmges2t?utm_source=wiadomosci.onet.pl_viasg_wiadomosci&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2
Dla antynatalistów nowe życie człowieka wiąże się z tym, że pojawia się nowy człowiek na tym świecie pełnym cierpienia bez jego zgody. Jedynie wiara może dać wytlumaczenie sensu życia. Więc pojawia się pytanie: czy ateizm nie prowadzi do antynatalizmu?

Cały ten antynatalizm i eugenika to gusła najgorszego sortu. "Szkodliwe emisje", w skład tych "szkodliwych" emisji wchodzi dwutlenek węgla, który rośliny kochają. Dzięki temu przeprowadzają fotosyntezę, której produktem ubocznym jest jedzenie. Więcej jedzenia, więcej ludzi. I chyba tutaj tkwi szkopuł - to nie tyle co antynataliści, ale merkantyliści i depopuliści.
A już stricte do pytania "czy ateizm nie prowadzi do antynatalizmu?": To nie jest bezpośredni i konieczny rezultat. Jednak ateizm nie uznaje Objawienia i Prawa Boskiego, które kategorycznie zabrania mordowania. Wskutek tego człowiek może stworzyć prawo, które będzie sankcjonowało zgodne z prawem zabijanie ludzi. Odpowiedź brzmi: ateizm nie musi, ale może prowadzić do antynatalizmu, bo nie ma przed nim żadnych hamulców.

Nie ma czegoś takiego jak "dobro środowiska".