Faktem jest to, że do poprzedniego kłamstwa dorzucasz obecnie kolejne jakoby to św. Jan Paweł II mówiło "posoborowiu".

Oczywiście, pytać zawsze można


Pytanie rzeczywiście domagałoby się jakiejś poważniejszej dyskusji, ale postaram się możliwie zawęzić swoją odpowiedź - Sobór Watykański II to w mojej opinii nie był bynajmniej ani "gwóźdź do trumny" ani "początek końca". W jego ocenie należy jednak pamiętać, że nie miał on charakteru dogmatycznego, a duszpasterski. I tak należy go odczytywać. I w tym aspekcie na pewno wniósł do Kościoła pewne ożywienie, nie zmieniając jednak jego prawd wiary. Patrzę więc na SWII tak, jak do tego zachęcał Benedykt XVI - jako na część Tradycji. Nie zgadzam się natomiast z podnoszeniem go do rangi jakiegoś nowego Objawienia, które miałoby uwolnić Kościół od bagażu minionych wieków. Nie miał on takiego charakteru i nie do tego aspirował. To tak w skrócie.
Co do papieży po SWII, to nie bardzo rozumiem jak miałbym na nich patrzeć? Pytasz, czy uważam ich za prawowitych zwierzchników Kościoła i następców Św. Piotra? Jeśli tak, to oczywiście. Nie jestem sedewakantystą A jeśli pytasz o moją ocenę konkretnych papieży, to również możemy podyskutować o tym szerzej, bo pewnie różnie można oceniać ich poszczególne działania czy aktywności, ale w niczym nie zmienia to mojego stosunku do nich jako do wikariuszy Chrystusa.


Jasne, że dopuszczam. Ale w takiej sytuacji można zawsze się dopytać, poprosić o wyjaśnienie itp., a nie rzucać takie niepoważne, wyssane z palca zarzuty, jak to zrobił Jockey.


Chętnie wziąłbym udział w takiej dyskusji, więc będę wypatrywał takiego tematu

Szkoda czasu to wogóle na wybory.

95% katolików powinno iść i wyspowiadać się z chodzenia na wybory, szczególnie te do parlamentu i prezydenckie, bo grzeszą bezużytecznością czynów.

Pan Jezus powiedział: "A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu." To jeśli z bezużytecznego słowa będziemy sądzeni, to co dopiero z bezużytecznych czynów! A przecież czyny są ważniejsze jak słowa jak to potwierdził Zbawiciel: "choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom".

Czy 95% katolików jest działaczami partyjnymi, lub korzysta bezpośrednio materialnie z polityki by chodzić na wybory? Bo jeśli nie, to dlaczego marnować czas w niedzielę czy inny dzień? Czy nie lepiej wyjść z dziećmi gdzieś, wychędożyć żonę (jeśli jeszcze ktoś może) poczytać książkę, pojechać do najbliższego sanktuarium?

Co to za głupoty prawisz?
Owszem - mnóstwo w tych czy innych wyborach - a właściwie kampanii wyborczej - pustosłowia i grania na tanich emocjach. Niemniej ktoś musi nami rządzić i lepiej by rządził zgodnie z naszym wyobrażeniem świata, naszymi obyczajami i wartościami, niż ktoś który będzie nam to co dla nas ważne niszczył w imię swoich (chorych) ideologii.

"Wychędożyć" żonę???? Gratulacje - rozumiem że właśnie wróciłeś z jakiejś speluny i się jeszcze nie przestawiłeś na język ludzi cywilizowanych..

Nie obraź, się, ale gadasz głupstwa. Ja wprawdzie nie jestem fanem demokracji, zwłaszcza w tym współczesnym liberalnym wydaniu, niemniej raz na jakiś czas dostajemy w ten sposób możliwość choćby minimalnego wpływu na losy państwa. I poczucie odpowiedzialności za nie - który akurat katolik powinien wykazywać - nakazuje z tej możliwości skorzystać.

Polityka w demokracji ma 2 strony: z jednej: próba przypodobania się w większości wyborcom tylko by zdobyć mandat, władzę, a z drugiej strony po zdobyciu tej władzy wykonywanie poleceń możnych tego świata w oderwaniu od rzeczywistego dobra elektoratu.
Oni potrzebują waszego głosu do legitymizacji swojej władzy, ale już was słuchać nie będą kiedy już tą władze mają. Ja się nabierałem całe lata, ale w końcu poszedłem po rozum do głowy.

Może Wespecjan czytał Sapkowskiego i Wiedzmina i poznał nowe słownictwo

No tylko pogratulować poziomu. Słownictwa ale również poziomu myślenia. Takie pytanie do koziels i reszty tradycjonalistów. Również używacie takiego słownictwa i nazewnictwa?

Nie obrażam się (mnie ogóle bardzo trudno zdenerwować, czy obrazić).

Przykro mi, ale to co teraz Pan wierzy w, to ułuda, w rzeczywistości nie ma Pan żadnego wpływu na losy państwa jeśli ogranicza się Pan tylko do kartki wyborczej. Na polityków "demokratycznych" realnie wpływają tylko 2 zjawiska: podstolne polecenia/lobbing oligarchii (np finansowej, gospodarczej czy zagranicznej) lub masowe manifestacje ludności. Tylko na to reagują. Pojedynczych polityków mogą także "odstrzelić" czyli skompromitować media (fałszywie lub prawdziwie).

Kartka wyborcza niczego nie zmienia.
Anatolij Golicyn w swojej świetnej książce "Nowe kłamstwa w miejsca starych" bardzo ciekawie opisuje różnicę pomiędzy systemem totalitarnym jak komunizm a demokratycznym. Mianowicie twierdzi, że w obu systemach i tak i tak rządzi oligarchiczna klika ludzi a nie żaden lud. Różnica jest tylko w sposobie rozładowywania emocji społecznych (tak, emocji a nie zajmowanie się żadnymi problemami).

W systemie totalitarnym pisze Golicyn, w którym nie ma możliwości teatralnej wymiany twarzy ze szczytów władzy dochodzi do rozerwania całej struktury władzy (np obalenie komunizmu, przewrót wojskowy itp), porównał to do wybuch wulkanu typu Wezuwiusz gdzie urywa pół góry i wszystko wokół jest zniszczone. Ale zniszczone tylko dla ludzi, bo elity pozostają te same, np w Rosji rządzi KGB, w Polsce to samo było dopóki nie zaczeli wymierać i biznesów, władzy przekazywać swoim dzieciom. Natomiast zmiana "władzy" w demokracji odbywa się poprzez wymianę twarzy na świeczniku (podczas gdy oligarchia pozostaje ta sama). Porównał to do erupcji wulkanu typu Etna, gdzie lawa (kanalizacja emocji społecznych) wylewa się powoli i łagodnie. I ludzie są zadowoleni, że coś się zmieniło podczas gdy nic się nie zmieniło.

Kraj zmienia się tylko i wyłącznie poprzez sterowanie pośrednie (np naukę religijną dla ludzi) oraz poprzez mrówczą pracę dołów, czyli indywidualnych ludzi wymyślających różne rzeczy, pracujących, tworzących itp.

Dlatego napisałem, że chodzenie na wybory to grzech bezużyteczności.

O już nie udajacie takich świętoszków słownych. Nikt nigdy z was nie "wyłomotał" kiedyś porządnie żony?

Nigdy nie czytałem tych książek ani tego autora.

A dlaczego stawiasz znak równości między tradycjonalizmem (cokolwiek przez to rozumiesz), a używaniem takiego języka jak zacytowany powyżej? Weź trochę wrzuć na luz...

Polexit
Bo przecież tradycjonaliści noszą aureole nie tak jak ci wredni posoborowcy.
A co do chamstwa Wespecjana to powyżej jest kolejna próbka. Nic tylko pogratulować

Jakie chamstwo? Jest to pewien rodzaj rubaszności, ale nie żadne chamstwo, mylą się Panu pojęcia.
Tak jak by tradycyjny katolik to miał być jakiś surowy asceta, który nawet żartu boi się wypowiedzieć, coś jak mormon ze Stanów. Dobra, dosyć zboczeń z tematu.

Wybory demokratyczne to teatr.