Tarantino nie jest wielkim twórcą. Wystarczy spojrzeć na jego filmy. Wszędzie to samo. Prawie wszędzie ruchawka i pożoga. Można powiedzieć: z dużej chmury mały deszcz. Nie lubię jego filmów bo są tak bardzo pozbawione głębi jak kałuże na chodniku, tak samo brudne, zawsze mam wrażenie, że on z ekranu wylewa na nas wszystkie pomyje. Czego można się spodziewać po takim samouku który się uczył wszystkiego z kaset wideo?

Dosyć dokładnie to samo można powiedzieć o Sergio Leone. Zresztą podobieństwo nieprzypadkowe raczej, tak w stylu jak i w treści. Po spaghetti westernach nie oczekuję głębi intelektualnej czy wyrafinowanych dialogów, ale pewnej ...atmosfery. Napięcia. Rozrywki. I tyle.


Powiedziałbym, przesada stylu nad treścią. Niektóre filmy mogą tak funkcjonować. Ale treść nadal musi być "szkieletem" dla stylu. Jeżeli szkielet jest kruchy, to największe wysiłki reżysera, muzyka czy gra aktorska nie uratuje już gniota.

Wydaje mi się, że w kategorii "nicowania" starych gatunków Tarantino już został przegoniony. Jego połączenie filmu noir z horrorem wampirskim mogło zaskakiwać kiedyś, dziś mamy cowboyów walczących z kosmitami lub nazistów na księżycu. Żydowscy gerylasi skalpujący nazistów na terenie Francji tego potencjału już nie mają (a jakby mieli, to nie zostało to wykorzystane przez reżysera).


Snobizm z waćpana przemawia. Ridley Scott uczył się na uniwersytecie... malarstwa. Cała reszta to samouctwo. Przykładów pewnie można by znaleźć więcej.

Ridleya akurat bym postawił wyżej niż Tarantino w moim rankingu, przynajmniej jego idolem był Stanley Kubrick.

Który z wykształcenia (zawodowego) był fotografem. Cała reszta to (też) samouctwo.

Z tej trójki największe wykształcenie filmowe ma Tarantino, od 15 roku życia uczył się aktorstwa, pisał scenariusze, dopiero potem wziął się za reżyserię. Potem jest Scott, który zaczynał praktykę filmową od scenografii, zanim wskoczył na stołek reżysera. Na końcu - Kubrick.

Wiem co chcesz napisać, nie wykształcenie świadczy o geniuszu reżysera, ale Tarantino postanowił swoje filmy ubrać w popkulturową papkę taką jaką wypatrzył na innych filmach, za to Kubrick starannie dobierał swoje aranżacje, widza nie starał się "oczarować" przemocą i wulgarnością. Poza tym uważam, że był o wiele inteligentniejszym reżyserem, wystarczy obejrzeć jego filmy i porównać z Tarantino. To czego dopuszcza się ten ostatni, stanowi dla mnie kino lichszego gatunku, tak jak kiczowate i obleśne krasnale z plastiku, malowane na kolorowo. Mnie po prostu rażą.

http://www.youtube.com/watch?v=ZXZCQMCqzHE
Victim 2011 chyba najlepsza niskobudzetowka jaka widzialem

A propos, czy ktoś już widział "Abrahama Lincolna pogromcę wampirów"?

E, akurat "Od zmierzchu do świtu" bym się nie czepiała. Kolega małżonek uznał, że ten film to dno i metr mułu, ale ja się uśmiałam jak norka, więc wspominam go z pewną estymą.

Uwaga na nisko latające przereklamowane filmy:
- 9 i pół tygodnia (po prostu.... NIE)
- Sponsoring (jeszcze bardziej NIE)

Za to polecam wszystkim "Yumę" - nie powala, ale i tak zawyża poziom obecnie produkowanych polskich filmideł.

Chyba po takim natłoku filmów brutalnych różnych kategorii (poważnych, niepoważnych i anty-poważnych), przydałoby się coś spokojniejszego. Proponuję więc powrzucać dla odmiany trochę filmów do chillowania:

http://en.wikipedia.org/wiki/Smoke_%28film%29

(Minister Zdrowia ostrzega, ten film może spowodować nawrót nałogu )

A jak ktoś zasmakuje, może też sięgnąć po sequela.

http://en.wikipedia.org/wiki/Blue_in_the_Face

Ja natomiast polecam wszystkich tę pozycję: Ich noce

Sądzę, że każdy, kto go obejrzy, zgodzi się z tym, że jest to jeden z tych filmów, które trzeba zobaczyć.

Tytuł: Uczta kinomana- prośba o dobry film.


No niestety, postanowiłem zignorować te ostrzeżenia i wybrałem się w końcu na film. Ufając w renomę, a przynajmniej w rzemiosło reżysera. Tego błędu drugi raz nie popełnię, jak na razie to dla mnie "rozczarowanie roku". Zaliczę to do takich pozycji, jak trzecia część X-men czy trzecia część Terminatora (i z pewnym zastrzeżeniem* trzeci Matrix): chałtura po dwóch genialnych majstersztykach.

Do wszystkich wad wymienionych powyżej dodam IMHO najważniejszą: "zaskakująco" przewidywalny plot. Schematyczność nadrabiana głośną orkiestrą i patosem... Dla mnie to gorsze, niż dłużyzny, gorsze niż jakieś braki logiki (w końcu to genre komiksu, a nie dokument przyrodniczy). Gorsze, bo zamiast porównywać tDKR z poprzednimi Batmanami Nolana, muszę go porównywać ze Spidermanami. Z korzyścią dla tych drugich!



Z "detali technicznych" dodam jeszcze motyw "Czy można szczęście budować na kłamstwie". Jak dla mnie ten motyw miał większy, o wiele większy potencjał, niż jego wykorzystanie w filmie. Owszem, pojawia się, ale bez power, jakby tylko "odfajkowany". Szkoda, na tym można było zbudować o wiele więcej.



*Zastrzeżenie dotyczy dwójki, jednak choć nie tak genialna, ciągle była IMHO dobrą kontynuacją. Ale w trzecim Matrixie było IMHO coś podobnego jak powyżej. (spoiler warning) Zmarnowano motyw, że każdy kolejny Zion był budowany... na kłamstwie . Z tego dało się urobić dużo więcej, przykładowo, czy poprzedni "wybrańcy" (zbawiciel + 23 towarzyszy) nie są identyczni z obecnymi władcami Syjonu, co by uzasadniało niektóre ich decyzje


PS: Omyłkowo wysłałem to najpierw jako PW... skasowane.

Nie no, bez przesady, ten film nie jest nieoglądalny. Po prostu nie jest już tak fajny jak poprzednie. I męczy.



Ojjjj tak. Tego patosu już było aż za dużo. Chyba więcej niż w poprzednich częściach razem wziętych. Postanowili chyba zrobić z tego "Batmana, który położy kres wszystkim innym Batmanom".



Daj spokój, w ogóle jakakolwiek metaforyka w tym filmie padła pod oparami absurdu i dymu z dział :/ Ja nie mogę odżałować spartolonego do cna antagonisty. No nie mogę i już.

Być może, ale jeżeli szedłeś (jak moi) ze względu na reżysera (w duecie z bratem scenarzystą) to miałeś (ja miałem) pewne oczekiwania. Może zbyt duże.

Mój sąsiad bawił się przednie, nie wiedział, dlaczego ja tak marudzę. Ale on miał też problemy w odróżnieniu obu kobiet (zorientował się gdzieś pod koniec filmu, że to są dwie różne), więc niech mu tam będzie.

Jedno Twoje zdanie jeszcze raz przytoczę:



I nie tylko to. Także oklepany motyw: beedgaj złapał guudgaja. Zamiast go zabić na miejscu, najpierw objaśnia mu swój diaboliczny plan (łącznie z detalami technicznymi koniecznymi do jego udaremnienia), po czym.... no dobra, już wiem, że zjeżdżam w spoiler, ale skojarzył mi się ten film

http://www.youtube.com/watch?v=5xAMYHJYesM#t=01m04s

---------

Teraz dodatkowo boję się, bo Prometeusza też chciałem jeszcze w kinie zaliczyć... a krytyki na forum były mieszane. Może poczekać, aż puszczą w TV?

O gustach się jak wiadomo nie dyskutuje ale ja nie mogę się oprzeć. Tak dennego, głupawego filmu SF dawno nie widziałam... . Jeżeli to miał być przed " Obcy" - to wyszła z tego moim zdaniem profanacja klasyki tego gatunku...

Po zakończeniu filmu przychodził mi na myśl jedyny komentarz ze Shreka, jak dla mnie, nad wyraz trafny w tym przypadku " o rany ale szajs".

Kalwaria - najbardziej popaprany film, jaki widziałem.