costafasthost
Milczek
Dołączył(a): Cz gru 31, 2015 2:09 pm Posty: 2
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
|
Geneza człowieka
Chłodne spojrzenie zwykłego człowieka (okiem trzeźwego racjonalisty) na zagadnienie genezy człowieka – część I.
Myślę, że prawie każdy człowiek zadawał sobie pytanie dotyczące tego, kim my, ludzie, jesteśmy, w jaki sposób i kiedy pojawiliśmy się na Ziemi? Ja również zastanawiałem się nad tymi zagadnieniami, i to od wczesnej młodości. Do jakich wniosków doszedłem po latach moich prywatnych badań? Gdy byłem chłopcem, bawiłem się często ze swoimi rówieśnikami w wojnę. Przed zabawą dzieliliśmy się zazwyczaj na dwie przeciwstawne grupy. Jedną grupę stanowili żołnierze atakujący, drugą obrońcy. Żołnierze broniący swoich szańców musieli zajmować biegiem pozycje oddalone od miejsca zbiórki nawet o jeden kilometr. Pamiętam doskonale jednego uczestnika tych zabaw, poruszającego się niezgrabnie Janusza. Prawie nigdy nie chciał się zgodzić, aby znaleźć się w grupie obrońców. Niektórzy chłopcy przedrzeźniali go: platfus, platfus.. Początkowo tego nie rozumiałem. Miałem wtedy tylko osiem lat i nie bardzo wiedziałem, co oznacza to słowo. Kiedy zapytałem o to mamę, ta mi wyjaśniła, że Janusz ma chore stopy i dlatego biega z trudem. Tłumaczyła mi, że z tego powodu bolą go nogi i szybko się męczy podczas biegu. Minęły lata. Zapomniałem na jakiś czas o Januszu i dziecięcych zabawach. W szkole średniej zainteresowałem się teorią ewolucji. Poglądy Darwina i jego następców pociągały mnie, więc zapoznałem się z nimi gruntownie. Niemały wpływ na moje poglądy dotyczące genezy i rozwoju życia na ziemi wywarła wówczas jedna z nauczycielek, podrzucając mi od czasu do czasu ciekawe opracowania na ten temat. Po kilku latach studiowania tej literatury przekonałem się w pełni do tez zawartych w teorii ewolucji. W wieku dwudziestu trzech lat wybrałem się z grupą znajomych w góry. Pojechaliśmy do Zakopanego, aby zaliczyć kilka trudnych górskich szlaków. Pojechał z nami również kuzyn mojego znajomego Zbyszka, na którego mówiono „Filozof”. Był on naszym rówieśnikiem, ale wyraźnie różnił się od nas. Szybko się męczył, a jego chód był ociężały i kołyszący. Kiedy chodziliśmy całymi dniami po górach, „Filozof” pozostawał w wynajętej przez nas kwaterze i długimi godzinami ślęczał nad książkami. Wieczorami, kiedy siadaliśmy przy ognisku i, korzystając ze wspaniałej, ciepłej pogody, bawiliśmy się do późnej nocy, „Filozof” przysiadał się do nas. Już pierwszego dnia okazało się, że ma niesamowite poczucie humoru, ciekawie opowiada i wspaniale śpiewa ciepłym lirycznym barytonem; unikał jednak tańców. Kiedy zapytałem go mimochodem, dlaczego nie chodzi z nami po górach i nie tańczy, odpowiedział mi, że to przez jego chore stopy. Uniósł je w górę, aby pokazać mi, że są wadliwie zbudowane. Okazało się, że miał wrodzonego, mocno zaznaczonego platfusa obu stóp. Płaskostopie ograniczało bardzo wyraźnie jego ruchliwość powodując także bóle stóp, stawu skokowego i łydek. Zaburzenia statyki stóp oddziaływały również niekorzystnie na jego kręgosłup, przez co bolały go często plecy. Aby ulżyć sobie nieco w tej dolegliwości, nosił buty ortopedyczne i co jakiś czas próbował leczyć swoje stopy podczas długich rehabilitacji. Rozmawiając z „Filozofem” zdałem sobie sprawę, że płaskostopie jest poważnym problemem dla osób dotkniętych tą niepełnosprawnością. W przeciwieństwie do niego, ja i pozostali uczestnicy górskiego wypadu, poruszaliśmy się długimi godzinami nie odczuwając najmniejszego nawet bólu stóp. Nasze stopy były zdrowe, to znaczy prawidłowo zbudowane.
Po pewnym czasie postanowiłem zgłębić problem budowy ludzkiej stopy nie tylko po to, aby zrozumieć jakie to ma znaczenie dla poruszania się człowieka. Podczas górskich wypraw i zabaw przy ognisku doznałem przedziwnego olśnienia; odkrywałem ze zdumieniem, że twórcy teorii ewolucji i ich kontynuatorzy próbowali i próbują nadal - może nieświadomie - przekonywać pozostałych ludzi, że chodzące przez miliony lat w postawie prawie wyprostowanej formy praludzkie, które miały całkowicie płaskie, a więc chore, wadliwie zbudowane stopy, doskonaliły się ciągle, aby w końcu przekształcić się nagle kilkadziesiąt tysięcy lat temu we współczesnego człowieka rozumnego (homo sapiens). Obserwując „Filozofa” i tych moich znajomych, których stopy były prawidłowo zbudowane, zrozumiałem jak niedorzeczny był to pogląd.
Po przyjeździe do miejscowości rodzinnej wędrowałem całymi dniami po lesie w poszukiwaniu grzybów, ale, niejako przy okazji tych wędrówek, rozpocząłem obserwację swoich stóp. Po powrocie do domu szybko regenerowałem siły; czułem się wspaniale – po obiedzie żartowałem, że jestem gotów do dalszych marszrut i biegów. Po długich marszach nie czułem, podobnie jak moi zdrowi koledzy, zmęczenia stóp. Ciekawiło mnie, dlaczego tak się dzieje, chciałem za wszelką cenę dociec, co jest tego przyczyną. W wolnych chwilach siadałem na ławce obok domu i badałem swoje stopy. Wyraźnie było widać, że budujące je kości były zarysowane w łuki. „Czy to właśnie taka budowa stóp decyduje o tym, że człowiek może swobodnie się poruszać w postawie wyprostowanej?”- zastanawiałem się. Przebywał u nas w tym czasie na wakacjach mój wujek znad morza. Był nauczycielem fizyki, zdecydowanym przeciwnikiem teorii ewolucji. Wiedziałem o tym, ale mimo to zapytałem go pewnego dnia, czy znana jest mu dobrze ta teoria. - Zapoznałem się z poglądami zawartymi w niej gruntownie, o czym ty doskonale wiesz – padła odpowiedź – Wiesz również i o tym, że tę teorię całkowicie odrzucam; poglądy w niej zawarte uważam za niedorzeczne i szkodliwe. - Tak, wiem, że taki jest twój pogląd w tej kwestii. Przypominam sobie, że swoje przekonanie opierasz na braku form pośrednich w osadach, bo jak twierdzisz, że nie ma w nich ani jednej skamieniałości takiej formy; znajdują się tam tylko i wyłącznie skamieniałości w pełni wykształconych gatunków z poszczególnych rodzajów. To jest główny, twoim zdaniem, wujku, dowód na niedorzeczność tej teorii. Wujek powiedział, że swojego zdania na temat genezy i różnorodności życia na ziemi nie ma zamiaru zmieniać i przypomniał mi, że ja jestem zafascynowany poglądami Darwina. - To przez te poglądy zacząłeś odchodzić od wiary – wyrzucił mi. - Nadal uważam tę teorię za bardzo ciekawą, ale obecnie już nie jestem przekonany, że organizmy zaistniały i rozwijały się zgodnie z sugestiami w niej zawartymi – odpowiedziałem mu z tajemniczym uśmiechem - Teoria ta wydaje mi się ciekawa z innego powodu. Warto zastanowić się nad tym, komu zależy na jej propagowaniu i w jakim celu. Ostatnie zdanie tak mocno zaskoczyło mojego rozmówcę, że ze zdziwienia otworzył aż usta. - Ciebie, wujku, można traktować w pewnym sensie jak eksperta od teorii ewolucji; poznałeś przecież prawie, a może nawet wszystkie jej tajniki. Jeśli zgodzisz się występować przez pewien czas w takiej roli, będę tobie za to bardzo wdzięczny. - Najpierw muszę jednak wiedzieć do czego zmierzasz, jaki problem próbujesz rozwikłać. Jeśli powiesz mi o co chodzi, na pewno zgodzę się na występowanie w takiej roli – odpowiedział mi wujek mocno zdziwiony i zaciekawiony jednocześnie – Co ty chcesz udowodnić? Co tobie przyszło do głowy? - Wiesz wujku, że zwolennicy tej teorii uważają człowieka za potomka małpoludów, czyli istot niżej zorganizowanych niż ludzie, lepiej zaś niż małpy, które rzekomo rozwijały się przez kilkanaście milionów lat. Według przekonania tych ludzi, człowiek jest najdoskonalszym tworem ewolucji, jej koroną. - To jest zgodne z teorią Darwina, ale nadal nie mogę zrozumieć twoich intencji. - Powiedz mi, co stałoby się, gdyby udowodniono, że człowiek nie jest potomkiem jakichś tam piteków? Po krótkim namyśle wujek odpowiedział, że cała ta teoria ległaby w gruzach. - Tak też myślałem – zgodziłem się z nim. - Czyżbyś szukał takiego właśnie dowodu? – zapytał zdumiony. - Coś mi się wydaje, że mam taki dowód w zasięgu ręki – odpowiedziałem rozbawiony jego reakcją. - Czy ma to coś wspólnego z twoimi stopami? – zapytał wujek, nie mogąc ukryć pobłażliwego uśmiechu – Widziałem ciebie jak kilka razy w ciągu ostatnich trzech dni macałeś swoje stopy. - Ciepło, ciepło. Mam cichą nadzieję, że moja stopa może być tym dowodem. Ale muszę dodać, że także twoja stopa może spełnić taką rolę – odpowiedziałem - Chciałbym zaproponować tobie udział w pewnym doświadczeniu, które mam zamiar przeprowadzić za kilka dni. Zdradziłem mu, że chcę zorganizować pewne zawody, dokładniej zaś mówiąc, marsz na dystansie czterech kilometrów, w którym wzięlibyśmy udział my dwaj oraz czwórka moich rówieśników. Propozycja ta wyraźnie go rozbawiła. - Ja mam brać udział w zawodach?! Przecież z góry wiadomo jakie miejsce w nich zajmę. Nie żartuj sobie ze mnie; jestem jeszcze sprawnym człowiekiem, ale nie mam najmniejszych szans z wami, młodymi. Wybacz, ale nie zgadzam się na twoją propozycję – żachnął się. Nie miałem zamiaru zrezygnować z przekonania wujka do wzięcia udziału w tym eksperymencie, bo jego obecność w tym doświadczeniu uważałem za niezbędną. - Nie organizuję tego marszu dla zabawy; chcę przeprowadzić tylko pewne doświadczenie wiążące się z omawianą wcześniej przeze nas problematyką. Będziesz ważnym uczestnikiem tej próby. Muszę ciebie uspokoić, niepotrzebnie boisz się kompromitacji; na pewno nie zajmiesz ostatniego miejsca; wyprzedzisz co najmniej dwie osoby – pocieszałem go. W końcu wujek dał się namówić, udało się również nakłonić Janusza (tego Janusza, o którym wspomniałem wcześniej), Elę, Krzyśka i Basię do udziału w tym eksperymencie, i w następną sobotę, późnym popołudniem, wszyscy uczestnicy tych niecodziennych zawodów zameldowali się na starcie. Muszę w tym miejscu wyjaśnić, że tak Janusz, jak i Ela mieli mocno zniekształcone stopy – budujące je kości były ułożone niemalże w linii prostej. Zanim wystartowaliśmy, poinformowałem wszystkich, że musimy pokonać szybkim marszem dystans czterech kilometrów od tego miejsca, gdzie obecnie stoimy do znanej nam leśniczówki. - Pamiętajcie, że nie wolno nikomu biec, musimy maszerować. Jeśli ktoś poczuje się mocno zmęczony, albo zaistnieje inny powód, dla którego należałoby przerwać marsz, należy to bezzwłocznie zrobić i czekać na samochód, który za kilkanaście minut pojawi się na mecie marszu. Pan Gerard Sączek zawiezie nas do domu moich rodziców na skromny poczęstunek. Po zakończeniu tej imprezy powiem wam dokładnie jaki był jej cel. Na umówiony sygnał wszyscy ostro wystartowali. Po ponad stu metrach marszu na jego czoło wysunęli się Krzysiek i Basia, ja deptałem im po piętach, z tyłu zostali mój wujek, Janusz i Ela. Z każdą minutą zwiększał się dystans między prowadzącą trójką, a tymi co pozostali w ogonie. Nie chciałem wyprzedzić prowadzącej dwójki, bo zależało mi na tym, aby mieć na oku tych, którzy byli za mną. Wujek trzymał się dzielnie – na półmetku odległość między nim a Januszem i Elą wzrosła do tego stopnia, że stracił ich z oczu. Po ponad półgodzinnym marszu zameldowałem się mecie z Krzyśkiem, Basią i wujkiem. Janusz i Ela zostali gdzieś daleko w tyle. Kiedy minęła godzina od startu, poprosiłem pana Gerarda, aby pojechał z nami w stronę domu. Okazało się, że Janusz i Ela zrezygnowali z zawodów po pokonaniu połowy dystansu. Po zawodach udaliśmy się do naszego domu, gdzie przy herbatce i smakowitym cieście upieczonym przez moją matkę i siostrę, wśród żartów i śmiechu omawialiśmy sposób i wyniki rywalizacji. Janusz i Ela, zjadając kolejny kawałek sernika, zdradzili przyczynę szybkiej rezygnacji z marszu – stało się tak z powodu bólu stóp i stawu skokowego. - To przez to moje płaskostopie – przyznał Janusz – Od kiedy pamiętam, zawsze miałem trudności z chodzeniem i bieganiem. - Ze mną jest podobnie – wtórowała mu Ela. Zająłem głos, aby wyjaśnić wujkowi i swoim rówieśnikom po co przeprowadziłem to doświadczenie. - Moi drodzy, wybaczcie mi, że wykorzystałem was do tego badania jak przysłowiowe króliki doświadczalne. Nie podałem wam wcześniej jego celu ze względu na mojego wujka. Tak wujku, ze względu na ciebie – powiedziawszy to skierowałem się w jego stronę - Gdybym powiedział im wcześniej, o co mi chodzi, mógłbyś posądzić mnie, i miałbyś do tego pełne prawo, o manipulację. Chciałem w ten sposób zachować obiektywizm tego doświadczenia. Kiedy upewniłem się, że nikt nie ma do mnie o to żalu, ponownie zwróciłem się do wujka. - Powiedziałem tobie, że nie zajmiesz ostatniego miejsca w naszych zawodach, ty jednak byłeś przekonany, że przegrasz ze wszystkimi, czyż nie tak? - Zgadza się - przytaknął wujek. - Tego, że nie będziesz ostatni, byłem pewien cały czas. Przeprowadziłem to badanie, aby upewnić się jaki wpływ na przemieszczanie się człowieka wywiera budowa jego stopy. Janusz i Ela mają wadliwie zbudowane stopy, o czym wiedzą dobrze od lat. Kości budujące ich stopy są niewłaściwie ułożone; ten stan jest przyczyną ich wyraźnego płaskostopia. To ono powoduje, że nasi przyjaciele są w pewnym stopniu niepełnosprawni. Nikogo z nas nie muszę chyba przekonywać, że płaskostopie jest wadą ograniczającą ruchy człowieka. - Tym swoim doświadczeniem niczego nowego nie odkryłeś – zaśmiał się Janusz – Dla mnie wiedza o tym, że płaskostopie utrudnia poruszanie się jest oczywista od wielu lat. - Także ja o tym wiem od dawna – wtórowała mu znów Ela. - To jest oczywiste. Wszyscy zgadzamy się z tym, że płaskostopie utrudnia chodzenie, że jest pewnego rodzaju kalectwem – odpowiedziałem – Ludzie z prawidłowo zbudowanymi stopami, czyli z takimi, gdzie są wyraźnie zarysowane wysklepienia budujących je kości, nie mają problemów z chodzeniem. Wujek kręcił głową. - Powiedz mi, co wspólnego z teorią ewolucji ma budowa naszych stóp? – zapytał, nadal nie rozumiejąc istoty tego całego doświadczenia. - Nasz dzisiejszy eksperyment był mi właśnie potrzebny do zbadania słuszności tej teorii. Jego wynik skłania mnie do podważenia zawartego w niej poglądu na pojawienie się człowieka na ziemi. Wujek nawiązał do eksperymentu po kilku dniach. - Powiedz mi co jest istotą tego badania – nalegał – Dlaczego jego wynik łączysz z teorią ewolucji? - Na pewno spostrzegłeś, że ci z nas, którzy mają prawidłowo zbudowane stopy, maszerowali swobodnie – Nawet tobie udało się to bez większych przeszkód! A tak się bałeś tej rywalizacji! Janusz i Ela nie mogli dotrzymać ani tobie, ani pozostałym uczestnikom marszu kroku, bo mają płaskie, czyli kalekie stopy. Ich stopy są bardzo wyraźnie zdeformowane. Płaskostopie podłużne ogranicza w znacznym stopniu możliwości przemieszczania się człowieka. Osoba z taką dysfunkcją nie jest w stanie daleko maszerować, tym bardziej zaś biegać. Znasz doskonale założenia teorii ewolucji i wiesz o tym, że jedno z nich, niezwykle ważne, mówi o tym, że człowiek pochodzi od form praludzkich czyli od małpoludów… - No tak, ale … - próbował mi przerwać wujek. - Poczekaj, poczekaj! Musisz jeszcze chwilę mnie wysłuchać. W myśl tej teorii był to jedyny sposób prowadzący do wykształcenia się człowieka; nie dopuszcza ona innej możliwości genezy ludzkiej istoty. Teraz musimy przypomnieć sobie, co mówią ewolucjoniści o tych rzekomych naszych przodkach. Oddaję tobie głos. Wujek wyglądał na nieco zakłopotanego. - Musiałbym dokładnie to sobie przypomnieć – mówił drapiąc się po głowie – Najlepiej byłoby, gdybyś chwilę poczekał, a ja tymczasem sprawdziłbym to w odpowiednim opracowaniu. - Zgoda – powiedziałem – Proponuję wrócić do naszej dyskusji wieczorem. Późnym wieczorem wujek przedstawił mi obszerną informację na temat rzekomych przodków człowieka. Po jej wysłuchaniu zaproponowałem mu, aby skupić się na kilku ważnych kwestiach. - Chciałbym, abyśmy zastanowili się głębiej nad tym, co ewolucjoniści głoszą na temat dowodów, które mają potwierdzać prawdziwość ich poglądów. Mam na myśli tzw. brakujące ogniwa w łańcuchu ewolucyjnym, czyli kostne resztki istot praludzkich, które były lepiej zorganizowane niż małpy, gorzej zaś niż ludzie. Jakiś czas dyskutowaliśmy na ten temat, potem poruszyliśmy znacznie ważniejszą kwestię. Moim zdaniem, sprawę kluczową dla zrozumienia okoliczności, w jakich człowiek pojawił się na Ziemi. O jaki, niezwykle ważny, problem chodzi? Zwolennicy teorii ewolucji uważają, że istoty praludzkie miały łączyć w sobie cechy ludzkie i zwierzęce. Do cech ludzkich zaliczyli przede wszystkim dwunożność, nie wystające kły i używanie prymitywnych narzędzi. Natomiast cechami typowo zwierzęcymi były: płaskie stopy, brak zdolności myślenia i silny prognatyzm. - Zwróć uwagę wujaszku, iż ewolucjoniści są przekonani, że istoty praludzkie były dwunożne. Mówią oni, że żyjący około dwadzieścia milionów lat temu prokonsul będący przedstawicielem driopiteków nie był jeszcze istotą dwunożną, ale żyjący co najmniej czternaście milionów lat temu ramapitek stał, chodził i biegał w postawie prawie wyprostowanej, mając jednocześnie płasko ułożone kości budujące jego stopę – podkreśliłem z naciskiem. Ciągnąłem dalej, że podobnie miało być przez następnych czternaście milionów lat – od ramapiteka poprzez inne, coraz lepiej zorganizowane formy istot praludzkich: australopiteka, Homo erectusa i pitekantropa. - Zapamiętaj wujku, że ewolucjoniści głoszą, iż małpoludy stały, chodziły i biegały przez kilkanaście milionów lat w postawie wyprostowanej, mimo iż miały całkowicie płaskie stopy – prosiłem go. Przypomniałem mu, że są oni w pełni przekonani, iż stopy tych rzekomych istot przekształciły się nagle w stopy człowieka około sto tysięcy lat temu, gdy pojawił się człowiek rozumny. Kości tworzące już teraz ludzką stopę przybrały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki kształt mocno wysklepionych łuków; pojawiły się nagle również inne, w pełni wykształcone, niezwykłe elementy budowy stopy. Wujek słuchał mnie z wielkim skupieniem. Gdy przestałem mówić, podszedł do mnie, klepnął mnie po ramieniu i pokiwał z uznaniem głową. - To niesamowite! – powiedział z wypiekami na twarzy – O Boże, to ma sens! Uśmiechnąłem się do niego wesoło i odpowiedziałem mu, że nie było znów tak trudno na to wpaść . - Tak myślisz? Mi jednak się zdaje, że odkryłeś coś niezwykłego. Wykazujesz przecież bardzo czytelnie, że zwolennicy teorii ewolucji nakazują wierzyć niewtajemniczonym nie tylko w to, że niemożliwe jest możliwe, ale również w to, że to niemożliwe procesy, wbrew panującym na ziemi prawom fizycznym, kształtowały bezustannie rozwój istot praludzkich w kierunku w pełni wykształconego człowieka! - To prawda, udało mi się to odkryć – odpowiedziałem wyraźnie zadowolony taką reakcją człowieka obdarzonego wybitnie ścisłym umysłem – Zwróć uwagę na znaczenie tego odkrycia: małpoludy musiałyby być jednocześnie i bezrozumnymi, i kalekimi istotami, a na dodatek jeszcze takimi, które musiałyby radzić sobie z powodzeniem przez kilkanaście milionów lat w dzikim, tylko i wyłącznie dzikim świecie, i to zdecydowanie wrogim im świecie! - Zawsze uważałem, że teoria ewolucji zawiera paradoksy i jest nielogiczna. – powiedział mocno podekscytowany wujek. - Widzę wujku, że bardzo dobrze rozumiesz rozpatrywany przez nas problem. Te chore, ociężałe i bezrozumne istoty musiałyby bezwarunkowo być znacznie bardziej aktywne niż człowiek, aby mieć jakiekolwiek szanse na przeżycie . Musiałyby przecież, jako istoty pozbawione zdolności myślenia, przeznaczać bardzo dużo czasu na wędrówki w celu poszukiwania żywności. Bardzo często byłyby zmuszane do ucieczek - nierzadko wielokilometrowych - przed drapieżnikami; musiałyby odbywać również bardzo długie wędrówki w poszukiwaniu lepszych warunków bytowych. Nie byłyby nigdy w stanie prowadzić takiego trybu życia, bo byłyby istotami kalekimi, i byłyby bezbronne w świecie, w którym żyłyby. Wujek był ciągle mocno podniecony moim odkryciem. - Jeszcze raz muszę powiedzieć, że teoria ewolucji zawsze wydawała mi się niedorzeczna – mówił z iskrą w oku – Brak w niej sensu. Szczerze mówiąc, bardziej odczuwałem to intuicyjnie niż rozumowo, ty jednak, jak widzę, udowadniasz to poprzez racjonalne doświadczenie. - Wróćmy jeszcze raz do naszego badania. Janusz i Ela maszerują z trudem z powodu płaskostopia. Wszystkie istoty praludzkie – małpoludy - także maszerowałyby i biegałyby z wielką trudnością z powodu bólu stóp i nieprzystosowania budowy ich stóp do pozycji dwunożnej. Poruszałyby się one znacznie gorzej niż Janusz i Ela. U naszych znajomych stopy nie są właściwie wysklepione, kości nie są wygięte w prawidłowe łuki, natomiast u małpoludów przez kilkanaście milionów lat kości budujące ich stopy byłyby ułożone tylko i wyłącznie płasko. Takie stworzenia już po kilkudziesięciu krokach marszu czy biegu byłyby niezdolne do skutecznej ucieczki przed drapieżnikami; byłyby dla nich niezwykle łatwym łupem; te, którym udałoby się uniknąć tego losu, zmarłyby szybko z głodu, bo nie byłyby w stanie zdobyć sobie wystarczającej ilości żywności z powodu znacznej ograniczoności ruchowej. Wujek słuchając mojego wywodu, wyglądał na szczęśliwego człowieka. - Takie istoty byłyby całkowicie bezbronne w świecie, w którym musiałyby żyć – podkreśliłem jeszcze raz z wielkim naciskiem – Te stworzenia zostałyby w krótkim czasie, w bardzo krótkim czasie, wyeliminowane ze świata istot żywych. - To prawda. To jest jasne jak słońce – przytakiwał mi wujek – Po kilku, najwyżej po kilkudziesięciu latach nie byłoby już po nich śladu. - Jest jeszcze drugi argument przemawiający zdecydowanie przeciw pochodzeniu człowieka od tych wydumanych przodków. Jedno z najważniejszych założeń teorii ewolucji nakazuje wierzyć, że te kalekie stworzenia przekształcają się nagle około sto tysięcy lat temu w pełni rozwiniętego człowieka. Także fatalnie zbudowana stopa małpoluda przybiera, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, postać wspaniale wykształconej stopy człowieka. I dzieje się tak wbrew niezmiennym prawom fizycznym, jakim podlegają wszystkie organizmy żywe na naszej planecie. - To znaczy? – pytał z ciekawością wujek.
Czesław Kierzk
P.S. Jeśli uznacie Państwo powyższy wywód za ciekawy, prześlę niebawem jego drugą część.
|